Rozdział 7. Kilkanaście minut później ambasador i sekretarz wyszli z głównego gmachu uniwersytetu i wolnym krokiem kierowali się na przystanek komunikacji miejskiej.

Feliks, który miał już lepsze samopoczucie, spoglądał na stojące tam studentki i w końcu zwrócił się do swojego współpracownika.

-Ładnie się te wasze studentki ubierają. Ciekawe, czy udałoby się jakąś poderwać?

-Myślę, że w tym brązowym fartuchu miałbyś większe szanse – zażartował Hodus.

-Zabawne, ale swoją drogą to miałeś sprytny pomysł – pochwalił go Feliks.

-Nawet ci zrobiłem zdjęcie komórką, tylko że skasowałem, bo ten twój strój był mało dyplomatyczny – zażartował ponownie. – Jedzie nasz autobus. Tylko pamiętaj, że najpierw wchodzą kobiety, a dopiero później my.

-Przez te kilka dni już się tego nauczyłem – oznajmił Feliks i czekał, aż wejdą do środka studentki. Po chwili sam wszedł do autobusu i usiadł na siedzeniu. – Nie siadasz?

-Nie opłaca się, bo na następnym przystanku, gdy wejdzie jakaś kobieta to będę musiał zsiąść.

-A ja tam nie ustąpię, chyba że to będzie jakaś starsza kobieta – zaznaczył Feliks.

-A jeśli podejdzie jakaś studentka?

-Może mi usiąść na kolanach.

-Czuje, że będzie ciekawie – skwitował Hodus i czekał na rozwój sytuacji. Tymczasem na kolejnym przystanku wsiadły dwie dziewczynki w wieku około dziesięciu lat, z których jedna miała ze sobą dużego psa i trzymała go na smyczy. Widząc siedzącego mężczyznę, razem z koleżanką podeszły do Feliksa.

-Niech pan zejdzie, bo jesteśmy z koleżanką bardzo zmęczone – oznajmiła dziewczynka.

-Ja też jestem zmęczony i jestem starszy od was – odparł z uśmieszkiem ambasador.

-A czym się pan tak zmęczył?

-Ciężko pracowałem na uniwersytecie.

-Jak na uniwersytecie, to pewnie pan tam sprząta kible – zakpiła dziewczynka i zaczęła się śmiać ze swoją koleżanką, a jej pies zaczął dziwnie sapać, tak jakby rozumiał całą sytuację.

-Niech pan schodzi, bo mnie nogi bolą! – rzekła druga dziewczynka.

-Proszę bardzo, jedno miejsce jest wolne – oznajmił Feliks i wskazał ręką miejsce przy nim.

-Przy sprzątaczu siedzieć nie będę – dodała druga dziewczynka.

-Nie uczą was w szkole szacunku dla pracy innych? – zdenerwował się nieco Feliks.

-Uczą nas szacunku dla kobiet, a nie dla mężczyzn – wtrąciła się pierwsza dziewczynka trzymająca na smyczy psa.

-Bardzo nieładnie, dziecko! Bardzo nieładnie!

-Nieładnie to jest siedzieć i nie ustąpić miejsca przyszłej matce – włączyła się druga dziewczynka.

-Tak niegrzeczne dziewczynki jak ty, to nie zostają matkami – zakpił Feliks.

-A odkąd my jesteśmy na ty. Bydła z panem nie pasałam.

-Albo pan schodzi, albo zdejmuję psu kaganiec! – zagroziła pierwsza dziewczynka.

-Straszysz mnie psem?

-Ja pana ostrzegałam. I jeszcze powiem tym paniom z przodu, że chciał mi pan dać cukierka za pogłaskanie po kolanie. – W tym samym momencie spokojny dotąd pies zaczął szczekać. Feliks postanowił więc zrezygnować z dalszej konfrontacji i zwolnił siedzenie, które od razu zajęły dziewczynki. Gdy tylko autobus zatrzymał się na przystanku, Feliks zwrócił się do Hodusa.

-Wysiadamy – i zrobił to co zapowiedział, a za nim wysiadł jego współpracownik. – Przepraszam, ale tak mnie ta smarkula zezłościła, że musiałem wysiąść. Daleko stąd jeszcze do ambasady?

-Zostały dwa przystanki. Za dziesięć minut zajdziemy, bo chyba już nie chcesz jechać drugim autobusem? – zapytał ironicznie Hodus.

-Już w życiu nie pojadę waszą komunikacją miejską, nawet gdybym musiał iść godzinę piechotą. – Po tych słowach odwrócił się i dostrzegł rozbawione dziewczynki, które machały do niego chusteczkami.

– Ta mała z psem, to chyba jest wnuczką esesmana, który po wojnie uciekł do Ameryki – zakpił Feliks