Na sztandarach: napisy po polsku
wizerunek prezydenta
trzymająca w ręku epos Matka Boska
wszystko jest na licytację
od delty rzek, po niecki gór
Ubrałem na siebie biel i czerwień
bo mapa mego miasta wskazuje
Życie w pełni, choć źródła
padają jak wstęgi po ponaddźwiękowych samolotach
to tawerna redut odpowiedzialności
bo prezydent ma pióro wieczne
bo premier ma sekundę walnego zgromadzenia
bo sąd ma rację ostateczną
Sprzedajny sąd
Sprzedajny lekarz
Sprzedajny wuj
Poliglota premier (w sprawach łoża)
Prezydent maści kultury wschodu
Żebrałem rud miłości, ale już ją mam
W sekundzie zbawienia
Ale już ją mam w spowiedzi słusznej
Ale już ją mam w nauce miłości
bo sam oczyszczam siebie
bo sam zdrapuję rany
bo sam tłukę szkło na weselu wasali śmiechu uzurpowanego audytorium
Na trybunie siedzi zmęczenie
W loży szyderców niejeden prymas
(choć ten Tysiąclecia mój nieoceniony Prymas)
W sektorze dla sędziów
murowana glazura écru, bo ukochałem czystość i biel
gdyż w jesieni życia
kontrreformacyjny spleen żąda prawdy
Miejsce dla vipów zajęte przez Słońce
u wyjścia mozół docierających się promieni
ostatni ślad – Wielkie Jezioro Gorzkie
małe morze w łzie uderzającej o bruk
Jest kraj dla starych ludzi, jest miasto uniesione brwią –
obecność syta jutrem