Odchodzą moi wychowawcy. W 2018 r. żegnaliśmy Zbigniewa Jesionka – matematyka z I LO. Dziś odeszła Henryka Stepulak, wychowawczyni z „Dwójki” z lat 1993-1998.
Miała dwie główne ksywy: „Stepa” i „Pluma”.
Pracownia matematyczna znajdowała się niedaleko pokoju nauczycielskiego – „Szum” (na zdj. pierwszy z lewej; często licząc, że matma się upiecze) niczym rasowy szpieg wystawiał głowę za drzwi klasy i teatralnym szeptem informował nas: „Pluma” idzie!
I kultowe już sceny pod tablicą:
Pisz równa się, pisz!
Do jutra rana będziemy tu siedzieć!
Jak konia do osła dodasz, to co ci wyjdzie!?
Z uśmiechem wspominam połamane na krnąbrnych uczniach przedmioty dydaktyczne: ekerki i długie linie. Jeden z kolegów na końcu zeszytu zapisywał bon moty naszej wychowawczyni. Wy to się tak uczycie, aby Polska nie zginęła.
Apel 1 września, z taśmy puszczane słowa ministra edukacji, nasza pani matematyczka na głos: puste słowa.
Koniec podstawówki, do kin wchodzi „Panna Nikt”. Po seansie czekamy na przemarsz spod „Oranżerii” do szkoły – nasza polonistka próbuje doszukać się w dziele Wajdy (oj, nie arcy-) jakiejś głębi, śp. Henryka skwitowała to krótko: „jakie to głupie było”.
Pamiętam jej bardzo ludzkie ciepłe, gesty. Przytulenie bez słów koleżanki po śmierci jej ojca. Autentyczna troska o wychowanie młodych ludzi.
Matczyne ciepło, jej opowieści o córce i synach, przebojach z niebieskimi ptakami, których pełno było na jej osiedlu Bulwary.
Pogodna, w eleganckim płaszczu – idąca lub wracająca z bliskiego Jej (nie tylko ze względu na odległość) kościoła Św. Trójcy.
Cieszy się już radością Nieba. Spotyka tam swoich mistrzów, kolegów z nauczycielskiego pokoju. Ilu ich miała… Siedzą pewnie teraz i glowią się nad wyciągniętym starym zadaniem z przedwojennego podręcznika.