Wtedy nikt u nas tak nie grał. Zespół TSA był w Polsce tym, czym Black Sabbath na Zachodzie – prekursorem heavy metalu. To znaczy – ciężkie granie było już wcześniej (np. Test), jednak nie na taką skalę. Grupa idealnie wpasowała się w rockowy boom początku lat 80-tych, bo była zupełnie inna od pozostałych liczących się wtedy.
Tak jak inny był Perfect, Lady Pank, Maanam, Republika… Twarzą TSA był wokalista Marek Piekarczyk, natomiast liderem Andrzej Nowak. Gitarzysta, który zmarł wczoraj w wieku 62 lat.
Oczywiście TSA (jak każdego wielkiego zespołu) nie należy szufladkować. Jasne, kojarzy się przede wszystkim z heavy metalem. Jest to jednak muzyka bardzo mocno oparta na bluesie, co jest zasługą Nowaka. „Trzy zapałki” to pierwszy (najbardziej istotny) z brzegu przykład. Andrzej w wielu fragmentach utworów grupy „przemyca” bluesowe zagrywki. Miał to potrzebne wyczucie, ten feeling… Doskonale było to widać na żywo. Gitara Nowaka na przemian krzyczała i łkała. Pędziła i zwalniała.
Nieprzypadkowo do współpracy zaprosił go Tadeusz Nalepa. Innym ważnym etapem kariery był prywatny i zawodowy związek z Martyną Jakubowicz. Nowak musiał być ujmującym człowiekiem, skoro nawet mąż wokalistki napisał tekst dla żony i jej partnera („Kołysanka dla misiaków”)…
Andrzej Nowak nie ukrywał dumy z bycia Polakiem. Dał temu wyraz, nagrywając album „Polska (urodziłem się w Polsce)” z własną formacją Złe Psy. Nazwa grupy to z kolei efekt zamiłowania artysty do czworonogów.
Zdarzało się na koncertach TSA, że Piekarczyk opowiadał różne historie między piosenkami. Wtedy często wcinał mu się Nowak (obdarzony donośnym głosem), którego słychać było mimo braku mikrofonu. Wbijali sobie szpilki, co miało swój urok. Nowak bywał gwiazdorem, zdarzyło mu się wyjść w trakcie koncertu. Ale potem odpłacał publiczności z nawiązką; przyciągał uwagę, bo o ile koledzy z zespołu w ostatnich latach nie skakali już po scenie tak, jak dawniej, o tyle Andrzej zdawał się nie robić sobie nic z upływającego czasu. A jednak jego czas upłynął…
* TSA „Dorosły świat”