Wracam z kościoła ulicą Królowej Jadwigi w kierunku dworca. Zanim wsiądę w 54, chcę jeszcze kupić jagodowe Winstony i coś słodkiego. Pod urzędem chyba wojewódzkim zatrzymuje mnie menel: Czy może mieć do mnie jedno pytanie? Może. Chodzi o ogień. Mam zapalniczkę, przypalam mu szluga. Woła za mną: Czy może mieć jeszcze jedno pytanie? Może. Jak mam na imię? Krzysztof.

– A ja, Romuald – odpowiada mi menel z ledwo wyczuwalną w głosie wyższością.

I teraz, gdy piszę te słowa, ja, niedoszły kameduła, doznałem nagle olśnienia! No to nieźle tam sobie ze mną w tym Niebie pogrywacie…