Mikołaj usiadł ciężko w fotelu.
– Zmęczyłem się. Z roku na rok robię się coraz starszy i mam wrażenie, że w tę jedną magiczną noc muszę rozwozić coraz więcej prezentów. Bardzo to lubię, lecz nie czuję wdzięczności ze strony dzieci. A może w tym roku zrobić sobie wagary? – Pomyślał i zaczął skubać mlecznobiałą brodę.
Wtem otworzyły się drzwi do pokoju z kominkiem, w którym siedział, i stanęły w nich dwa renifery. Mikołaj spojrzał w tamtym kierunku.
– Chciałem odpocząć – powiedział.
– Wiemy, Mikołaju. Jesteś potrzebny w fabryce zabawek. Te nowe elfy ciągle się kłócą i mylą zamówienia z listów od dzieci.
Mikołaj wstał z fotela i westchnął. Założył swój czerwony kubrak wykończony białym futrem i udał się do fabryki. Cztery elfy rzucały w siebie klockami, sprzeczając się przy tym co niemiara.
– Spokój! Co wy robicie? Czy naprawdę nie umiecie choć chwili pracować sami?
Elfy, słysząc słowa Mikołaja, zastygły w bezruchu.
– Przepraszam – powiedział pierwszy z nich, spuszczając głowę.
– To ja przepraszam – odezwał się drugi. – Ale to on zaczął. – Wskazał na trzeciego.
– Nieprawda, to on.
– Nie, to ty.
Elfy znowu zaczęły się kłócić.
– Cisza! – wrzasnął Mikołaj. – Za karę opuścicie teraz fabrykę zabawek i możecie tu wrócić dopiero za rok.
– Ale… Co my będziemy robić przez rok?
– Pójdziecie pracować w świecie ludzi, skoro tu wam jest źle. Nauczycie się, co zrobić, żeby żyć ze sobą w zgodzie – powiedział Mikołaj. Jego policzki poczerwieniały ze złości.
Słysząc to, pozostałe elfy przerwały pracę. Mikołaj nigdy nikogo nie wyrzucił z fabryki – szeptały między sobą.
– A wy co? Czemu nie pracujecie? Też chcecie wrócić tu za rok? – zwrócił się do nich Mikołaj.
Elfy szybciutko wróciły do przerwanych zajęć, a Mikołaj poszedł do domu i znów zasiadł w fotelu przed kominkiem. Oparł ręce pod brodą i zamyślił się. Siedział tak aż do wieczora. Wówczas ktoś zapukał do drzwi. Mikołaj ocknął się z zamyślenia i spojrzał w tamtym kierunku.
– Przepraszam, że ci przeszkadzam – powiedział nieśmiało renifer Rudolf.
– Co tym razem? – zapytał Mikołaj z westchnieniem.
– Chciałem tylko sprawdzić, czy nic ci nie jest.
– Jak widzisz jestem cały i zdrowy.
– Chyba niekoniecznie. Nigdy do tej pory na nikogo się nie gniewałeś.
– Naprawdę? Niemożliwe.
– A jednak. Dlatego chciałem sprawdzić, jaka jest tego przyczyna.
– Widzisz, bo to jest tak. Latam w saniach po całym świecie. To trudna praca. Zwłaszcza, że w ciągu całej nocy muszę zwiedzić cały świat.
– To prawda.
– I nikt o mnie nie pomyśli.
– Jak to? Przecież dzieci cię kochają. Zostawiają ci mleko i ciasteczka.
– Właśnie! Mleko i ciasteczka! Zobacz, ledwo mogę dopiąć kubrak. Jak tak dalej pójdzie, to za rok się w niego nie zmieszczę.
– Co ty mówisz, Mikołaju?
– Ano tak. Chciałbym wiedzieć, że dzieci naprawdę mnie kochają.
– Przecież tak było, jest i będzie. Wszystkie na ciebie czekają.
– To tylko dlatego, że mam dla nich prezenty. A ja? O mnie nikt tego wieczoru nie pomyślał. Nigdy nie dostałem żadnego podarunku. – Mikołaj posmutniał.
Rudolf, widząc to, wycofał się z pokoju i poszedł do fabryki zabawek.
– Słuchajcie mnie wszyscy! – zakrzyknął.
Renifery, elfy i aniołki przestały pracować.
– Mikołaj jest zmęczony. Musimy mu pomóc.
– Ale jak?
– W tym roku sami rozwieziemy prezenty, a on będzie miał urlop.
– Ale przecież nie znamy wszystkich adresów.
– Mam GPS, nie zabłądzimy. Tylko nie wiem, jak powiedzieć dzieciom, żeby przygotowały prezenty dla Mikołaja.
– Prezenty dla Mikołaja?
– Tak. Uważa, że nikt go nie kocha, bo nigdy nic nie dostał.
– Porozmawiam z sójką z ptasiego radia. Ona najszybciej to ogłosi. – Zaproponował jeden z elfów.
Tak też się stało. W grudniową noc dwa aniołki czuwały nad odpoczynkiem Mikołaja. Podały mu kubek kakao, otuliły miękkim kocem i śpiewały cichutko kołysanki. A renifery z elfami wyruszyły w przestworza, by rozdawać dzieciom prezenty. Z prawie każdego domu, w którym zostawiały podarek, zabierały przygotowane podziękowania. Sójka z ptasiego radia skutecznie poinformowała dzieci o tym, jak wielką frajdę sprawią tym Mikołajowi. Już świtało, gdy ciężkie sanie zatrzymały się przed domkiem w krainie prezentów.
– Ale mi się dobrze spało. – Przeciągnął się Mikołaj.
Zobaczył za oknem pierwsze promienie wschodzącego słonka. Usiadł na łóżku i zerknął na wiszący obok kominka kalendarz.
– Ojej! Zaspałem! Jest siódmy grudnia! Dzieci przestaną wierzyć, że istnieję. – Mikołaj wyskoczył z łóżka i zaczął się w pośpiechu ubierać.
Wybiegł przed dom z czapką w dłoniach i bez śniadania.
– A to co? – zapytał, patrząc na swoje sanie, które uginały się pod ciężarem różności.
– To prezenty dla ciebie od dzieci – powiedział, uśmiechając się, Rudolf.
– Jak to?
Renifer opowiedział mu o swoim pomyśle i o sójce z ptasiego radia.
– To niemożliwe! Przecież obejrzenie tylu prezentów zajmie mi mnóstwo czasu. I gdzie ja będę to wszystko przechowywał?
– Pomożemy ci je posegregować – powiedziały elfy.
– Ale przecież w tym roku to wy na nie zasłużyliście, a nie ja.
– My tylko trochę. Przecież to ty, Mikołaju, wymyśliłeś dawno temu, że dzielenie się z innymi jest czymś cudownym.
– W takim razie myślę, że wszyscy możemy zacząć świętować. Zwołaj elfy, renifery i aniołki do mojego domu. Zjem śniadanie i zaczniemy oglądać te wszystkie podarki.
Tak też zrobili. Wszyscy zgromadzili się w domku Mikołaja i przy malinowej herbacie oglądali wykonane przez dzieci kolorowe rysunki, plastelinowe figurki, kolaże z liści, laurki i inne różności. Elfy pomagały w segregowaniu tych przedmiotów. Laurki i rysunki trafiały do teczek, a potem na półki, a większe podarki do szklanych gablot, by Mikołaj mógł je podziwiać przez cały rok i z uśmiechem na ustach myśleć o dzieciach, które go kochają. Warto pokazywać bliskim nam osobom, że są dla nas ważne i czasem zrobić dla nich coś dobrego. Życzliwość zawsze do nas wróci i to wtedy, kiedy najmniej się jej spodziewamy. Wierzę, że Tobie nie trzeba o tym przypominać.