Reprezentacja miała godnie zakończyć nieudany rok. Niemal pewny udział w barażach przyklepać w Andorze, a potem przypilnować (najlepiej zwycięsko) rozstawienia w nich meczem z Węgrami na Narodowym. Tylko tyle, a i tak za dużo…
Dobrze, że „przydarzyła się” młodzieżówka. Jej tango, do którego zaprosili Niemców, było imponujące…
Nieczęsto zdarza się, że polski zespół jest za szybki, zbyt pomysłowy, po prostu za dobry dla poważnego przeciwnika. Zespół Macieja Stolarczyka poszatkował Niemców na ich terenie. Zamiast – naszym zwyczajem – schować się przed silniejszym rywalem, Biało-Czerwoni ruszyli na mistrzów Europy. W zasadzie załatwili sprawę w kwadrans(!), dodatkowo od dwudziestej minuty nasi sąsiedzi musieli radzić sobie w dziesięciu. Skończyło się na 4:0, Polacy wrócili do gry o awans, a dzisiaj podejmują Łotwę. Na nich!
…a potem pojawił się Cash z kolegami…
Nie przepadam za meczami ze słabeuszami. Nie ma w nich emocji, nie licząc zaskoczenia, kiedy autsajder strzela nam gola. No i Andorze się udało… Andorze, która od pierwszej minuty grała w osłabieniu. Polacy trafili cztery razy, wygrywając mecz po nijakiej grze. Krychowiak planowo wykartkował się, aby pauzować z Węgrami i być „czystym” na baraż. Milik podtrzymał średnią jeden gol/rok w kadrze. Lewy ukąsił dwa razy i dostał wolny poniedziałek.
Dlaczego? Oficjalnie, żeby odpoczął. A nie mógł z Andorą? Polska ten mecz i tak wygrałaby (nie zakładam kataklizmu), a gorszy od Lewandowskiego na Narodowym dla Węgrów byłby tylko… głodny Lewandowski. Paulo Sousa pomyślał inaczej. Absencję Glika łatwiej wytłumaczyć, bo akurat był zagrożony absencją w pierwszym meczu barażowym, w przypadku otrzymania kartki w meczu przeciwko bratankom.
Sousa nie mógł zakładać, że zagramy tak źle. Naprawdę, poza energetycznym początkiem, reprezentacja zaprezentowała się słabo. Zresztą, to już nie pierwszy taki mecz, w którym wychodzimy żywiołowo, zakładamy wysoki pressing, ale kiedy przeciwnik nie pęka, to zaczyna wiać brakiem pomysłu. Potem pojawiają się błędy w kryciu przy stałych fragmentach (pierwszy stracony gol), albo w ogóle w grze obronnej (drugi). Nie umiemy grać w systemie, proponowanym przez selekcjonera. Uparte trzymanie się tego ustawienia to główny powód tego, że tracimy gole z każdym. Stare, poczciwe 4-4-2 to obciach? Zapytajmy Hansiego Flicka i Juergena Kloppa…
Nie było Lewandowskiego – nie miał kto pociągnąć drużyny. Debiutant Cash nie dał nic konkretnego, gra wahadeł była w ogóle dramatyczna. Do przerwy w środku najlepszy był Moder, zatem selekcjoner… ściągnął go z boiska, pozostawiając słabego Klicha i jeszcze słabszego Linetty’ego. Zieliński impulsu nie dał. Piątek przebywał na boisku o wiele za długo. Na plus znowu Świderski. Prezentował się średnio, ale swoje zrobił, strzelając całkiem zgrabnego gola. Może się okazać, że napastnik PAOK-u pozostanie jedynym plusem selekcjonerskiej przygody Paulo Sousy, bowiem coraz głośniejsze są głosy:
Porażka, za którą idzie prawdopodobny brak rozstawienia w barażach (a tam czekają dwaj ostatni mistrzowie Europy), to przede wszystkim wina Portugalczyka. Przy wcale nie najwyższym potencjale drużyny, zarządzanie nią musi być optymalne. Tego zabrakło.
Za dziesięć dni poznamy pierwszego (oby nie ostatniego) rywala w dwuetapowych barażach, które odbędą się w marcu.