w niedzielne poranki
zegary chodzą do tyłu
słońce przeciąga się leniwie
po czym wpada jak kot
przez zalotnie rozsunięte kotary
łasi się liżąc splątane nasze stopy
/jeszcze chwila
nim przesiąkniemy zapachem kawy/
przygląda się błyszczącym oczom
z poczuciem
że jednak chyba nie w porę
.
.
.