„Żyje się tak, jak się śni – w pojedynkę.”
Joseph Conrad „Jądro ciemności”
* * *
Babie lato. Choć październik – jeśli chodzi o pogodę – zawsze słynął z tego, że jest wybitnie niezależnym miesiącem, musiało przyjść, choćby na bardzo bardzo krótko.
Zwierzęta, ptaki, owady, rośliny, jeden człowiek – wszyscy tu wiedzą, że to jednak „los ultimos podrygos” i pętla zimy się wkrótce zaciśnie.
* * *
Kiedyś: „Mniej możemy od pająków / dla nich zawsze nieodmienną / masz łaskawość / dzień dwa nawet ciepła słońca / aby mogły podróżować w długich białych limuzynach z pajęczyny / to jest zwykle środa czwartek / już się marzył piękny weekend w Kazimierzu / i nic z tego / deszcz nam go wybija z głowy”.
* * *
Stada gawronów i kawek zasiedlają górne piętra z dnia na dzień bardziej łysiejących drzew. Wyglądają z daleka niczym duże czarne liście. Lada chwila poderwą się do lotu wszystkie naraz, w jednej sekundzie, żeby kilka chwil później, już w swoim indywidualnym tempie, grzebać w ziemi szukając tłustych, białych robaków. Pióra gawronów łyskają w niskim słońcu czarnym metalowym fioletem. Kiwają poważnie głowami: tak, niestety tak.
* * *
Latają ociężale, byle jak, ale i tak je podziwiam i im zazdroszczę. Tak oderwać się od ziemi choć na chwilę, spojrzeć z góry na to wszystko i ogarnąć choć trochę więcej przestrzeni i spraw niż z perspektywy tych marnych 173 cm…
* * *
Drobiazgi. To nieprawdopodobne jak potrafiły denerwować. Otwarte drzwi szafy, bo buty już wyjęte, więc po co zamykać, niepozmywane naczynia, niezałatwiony telefon, stale miauczący schizofreniczny kot, jakieś rzucone przez kogoś idiotyczne zdanie. Czyli nic, po prostu nic. A bywało, że przez ich przewidywalność i ciągłą powtarzalność odkładały ci się na żołądku i ramionach, i za jakiś czas przytłaczały swoim ciężarem i przygniatały do ziemi jeszcze bardziej. Choć już ją ryłeś nosem z innych powodów.
* * *
„Do niedzieli jakoś szło / lukier miód liryczne cudo / nagle coś drobiażdżek wręcz / na manowce złości wywiódł mnie / czasem coś… tyci czort / zdania szyk przestawi mi / lub slalomem gubiąc krok / wracam po dwóch głębszych późno w noc.
Kochaj mnie mimo wszystko…”
* * *
Nie ma ich. Nie ma. Myślisz tylko: jakim cudem to mogło mnie wtedy w ogóle obchodzić…?
* * *
Żadne inne aury się na ciebie nie nakładają. I ty swojej nie brudzisz. Tylko obnosisz ją godnie po tym raju – nie raju, piekle – nie piekle.
CDN…
zdj.: Tomasz Młynarczyk