W niedzielę zakończyły się dziwne igrzyska. Przełożone o rok, bez kibiców. Pod względem liczby medali był to najlepszy występ polskich olimpijczyków w XXI wieku.

Początek zmagań był dla Biało-Czerwonych nieudany. Dni bez żadnej zdobyczy ciągnęły się w nieskończoność (choć było ich tylko kilka!). W końcu sygnał to ataku dały wioślarki (Agnieszka Kobus-Zawojska, Marta Wieliczko, Maria Sajdak i Katarzyna Zillmann), zdobywając srebro. Potem w wioślarskich i kajakarskich konkurencjach reprezentantki Polski zajęły dwa drugie miejsca i jedno trzecie, potwierdzając wysoki poziom z Rio, kiedy też były cztery „wodne” medale. Jest więc dobrze, stabilnie.

Świetny wynik w lekkoatletyce! Śledziłem zmagania w królowej dyscyplin ze szczególną uwagą. Lubię to przeplatanie się konkurencji; w jednej chwili widać bieg, za moment skoki, po chwili ktoś czymś rzuca. No i komentarz Włodzimierza Szaranowicza i Marka Jóźwika kiedyś, Przemka Babiarza obecnie. To się po prostu dobrze ogląda.

Uważam, że Polacy osiągnęli w lekkiej optymalny wynik. To znaczy – owszem, mogło być lepiej, bo nadzieje na medale dawali jeszcze inni (Piotr Lisek) niż ci, którzy po nie sięgnęli. Za to jednak spotkały nas niespodzianki (Patryk Dobek to na 800 metrów niemal debiutant, a wraca z brązowym medalem!) i sensacje (Dawid Tomala wygrał chód na 50 km!). Dominujemy w rzucie młotem, w którym Polki i Polacy zajęli cztery z sześciu miejsc na podium. Jesteśmy groźni na bieżni. Biało-Czerwona ekipa okazała się bezkonkurencyjna w świeżej konkurencji 4×400 m drużyn mieszanych (z Komarówką w tle!). Na tym samym dystansie sztafeta kobiet zdobyła srebro. Maria Andrejczyk sięgnęła po pierwszy od 56 lat(!) medal dla Polski w rzucie oszczepem.

Poza tym? Tak sobie, delikatnie mówiąc. Rodzynkiem okazał się zapaśnik Tadeusz Michalik, który wraca z brązem… Zawiedli siatkarze, od lat nasza największa nadzieja medalowa w sportach zespołowych. Medalu nie przywieźli również koszykarze 3×3, którzy ponoć byli poważnym kandydatem (jakoś mnie nie przekonuje ta odmiana, niektóre uliczne dyscypliny mają największy urok właśnie na ulicy). Zawiedli (przede wszystkim siebie) Iga Świątek i Hubert Hurkacz. Niedbałość działaczy uniemożliwiła występ w Tokio części naszych pływaków…

Ale to były niezłe igrzyska w polskim wykonaniu. Kolejne za trzy lata trochę bliżej – w Paryżu.