Zbiegł księżyc z tarasu po kamiennych schodkach
By w starego parku skąpać się zieleni
Potem się zatrzymał by zajrzeć do środka
Opustoszałego podwójniaka sieni

Poprzez drzwi skrzypiące od strony ogrodów
Przemknął już do wnętrza … i tu się zamyślił
– Cóż tu stać się mogło ? – Z jakiego powodu
Nie ma tu nikogo – Dokąd wszyscy wyszli ?

Jakaś szara pustka zaległa dokoła
Stare kąty ciszą ponurą odznacza
– Czy wyszli na spacer ? – Może do kościoła …
Albo jeszcze dalej … – Tam, skąd się nie wraca …

Marnieje podwójniak. Ucichł gwar domowy
Przeznaczenia nikt już i nic już nie zmieni
Na strych liche schodki, pusty piec chlebowy
Cztery puste izby po dwu stronach sieni

I tylko na progu kot stróżuje wiernie
Sroka zaskrzeczała na pobliskiej gruszy
W dziurawej podłodze mysz trzyma się dzielnie
Na krzaku jaśminu listek się poruszył