Strzelaniny, dogrywki, konkurs karnych, sensacje… To wszystko było w 1/8 mistrzostw Europy! Mamy wielkich przegranych, grupa śmierci „umarła” – jako jedyna nie ma już swojego przedstawiciela w turnieju.
Wrócił Duński Dynamit. Nieczęsto strzela się cztery gole w dwóch meczach z rzędu. A przecież Dania zaczęła od dramatu swojego lidera i dubletu porażek… Walia była równorzędnym rywalem do momentu straty pierwszego gola, potem stała się już tylko tłem, momentami grającym brutalnie. Słabszy mecz na turnieju? Jeżeli ta zasada ma tu zastosowanie, to Włosi mają go za sobą. Austria wcale nie była daleko od wyeliminowania faworyta. Mancini ma wielki atut, w postaci rezerwowych, którzy odmieniają zespół. Federico Chiesa ma teraz tyle samo goli na mistrzostwach Europy, co jego ojciec.
Czechy miały być dla Holandii kolejnym przystankiem po energetycznie rozegranej fazie grupowej. Ale Oranje zapomnieli zabrać z grupy formę. Za to Czesi po pierwsze rywala neutralizowali (Wijnaldum, de Jong, Depay byli cieniami samych siebie), a po drugie idealnie wykorzystali grę w przewadze. Pierwsza niespodzianka stała się faktem. Hitem numer jeden tej fazy miało być starcie lidera rankingu FIFA z obrońcą tytułu. Niestety, hit zawiódł. Belgia zagrała asekuracyjnie, ale bramkę wcisnęła. Portugalia z kolei zagrała nijako (tak jak przez większą część turnieju), ale bardziej otwarcie od rywala. I niby stwarzała sytuacje, ale w zasadzie przez całą drugą połowę miałem takie poczucie, że Belgia to bez większego stresu dowiezie. Padł pierwszy kolos z grupy śmierci.
Nadszedł ten dzień. Miało być ciekawie, z wyrównanym pierwszym meczem i trudnościami faworyta w drugim. A było tak:
- padło 14 goli
- w obu meczach faworyci prowadzili 3:1 i od tej pory taki rezultat definiuje „niebezpieczny wynik” (w obu przypadkach przeciwnik doprowadził do dogrywki)
- zdarzył się kuriozalny samobój (Pedri/Unai Simon na 1:0 dla Chorwacji)
- niewykorzystany karny też (Rodriguez powinien wyprowadzić Szwajcarię na dwubramkowe prowadzenie z mistrzem świata)
- Francja tuż po zerwaniu się ze stryczka strzeliła dwa gole, niedługo potem trzeciego, a mimo to dała sobie wydrzeć prowadzenie…
- … a potem – w karnych – awans
- skopiowała tym samym „wyczyn” Hiszpanii, tyle że La Roja ogarnęła się w dogrywce
- jednego dnia odpadli: mistrz i wicemistrz świata.
Padł drugi kolos z grupy śmierci.
Hit numer dwa tej fazy to klasyk, Anglia – Niemcy. Szachowy był to mecz. Bezbramkowy remis wisiał w powietrzu już w pierwszej połowie. Obustronny respekt również unosił się w atmosferze. Muszę przyznać, że denerwował mnie ten mecz, ponieważ spodziewałem się czegoś innego, po prostu. Na szczęście Anglicy stwierdzili, że dodatkowe pół godziny biegania to niekoniecznie coś, czego potrzebują. Napoczęli Niemców kwadrans przed końcem (znowu Sterling), poprawili po dziesięciu minutach (wreszcie Kane). Die Manschaft też mieli sytuacje (Muller na remis!), ale chyba mniej wiary od Synów Albionu. Joachim Loew, najlepszy selekcjoner XXI wieku, pożegnał się z reprezentacją. W sposób mało ekskluzywny. No i padł trzeci kolos z grupy śmierci.
Dziwaczną dogrywką uraczyli kibiców Szwedzi i Ukraińcy. Co chwila ktoś leżał, niekoniecznie po starciu z rywalem. Było bardzo mało gry, nawet jak na dogrywkowe standardy. Szwedzi mieli nieco inny plan, chcieli atakować, ale plan posypał się w 99. minucie, kiedy za bandycki atak wyleciał z boiska Danielson. Grupowi rywale Polski byli bliżsi wygrania meczu w regulaminowym czasie. Co nie znaczy, że Ukraińcy chcieli tylko przeszkadzać. To oni otworzyli wynik. To oni, po coraz słabszej grze w fazie grupowej, nagle zaprezentowali się bardzo dobrze taktycznie. I to oni, kiedy wydawało się, że będą rzuty karne, zadali decydujący cios. A przecież Andrij Szewczenko już pakował walizki po porażce z Austrią, bo nie wierzył, że trzy punkty dadzą Ukrainie wyjście z grupy!
W piątek i sobotę ćwierćfinałowe emocje:
piątek, 2 lipca
Szwajcaria – Hiszpania (18:00), Sankt Petersburg
Belgia – Włochy (21:00), Monachium
sobota, 3 lipca
Czechy – Dania (18:00), Baku
Ukraina – Anglia (21:00), Rzym