Nigdy nie poznałem jej imienia. Nie wiem dlaczego po prostu nie spytałem.


Może dlatego, by nie spłoszyć tych jej opowieści, które toczyła każdego dnia, gdy tylko słońce zaczynało chować się za dachami, na końcu miasta, tam gdzie do późnych wieczornych godzin handlowano czym się tylko dało.

Siadała wówczas przed swoim domem, na starym, odrapanym krześle i czekała, aż wieczór zawiśnie nad ulicą.
I tak dzień po dniu, od wczesnej wiosny po późną jesień a ja spieszyłem z drugiego końca miasta, by przykucnąć obok i słuchać jej słów jak urzeczony.

Wydawało się wówczas, że świat przystanął na ten czas, choć auta sunęły czarną drogą, przez uchylone okno po drugiej stronie ulicy słychać było radio grające skoczną muzykę, do portu wpływały rybackie kutry z pełnymi ładowniami  a zmęczeni rybacy ożywali, gdy tylko ich stopy dotknęły lądu.

Staruszka wyglądała jak królowa cyganów. Twarz miała ogorzałą od wiatru, spękaną od zmarszczek ale czarne oczka pełne były tajemnych blasków a kiedy spojrzała na człowieka, to miało się wrażenie, jakby ktoś gorącym żelazem wypalał mózg, trzewia a nawet stopy. Może dlatego większość ludzi jej się bała i kiedy tylko zasiadała ze swoim starym, trzeszczącym krzesłem, w którego rogoży – tak nam się czasem wydawało, łowiła gwiazdy, w pośpiechu przechodzili na drugą stronę.

Pierścionki z kolorowych kamyków lśniły na jej palcach. Gruby, czarny mimo wieku warkocz, spływał niczym wodospad z jej ramienia.
Z wnętrza domu przez uchylone okno, czuć było zapach przeróżnych ziół, mających przynieść ulgę w cierpieniu. Przeróżne maści które sama robiła niosły ulgę poparzonym, obolałym a nawet ukąszonym przez jadowite żmije, których niestety w Alkamon nie brakowało.

– Babko Jazmin – odezwała się stara Hortensia, dalsza sąsiadka, która czasem przychodziła, by zapytać staruszkę o coś, co w danej chwili zaprzątało jej głowę – Śniło mi się, że ten nowy listonosz przyniósł mi list.

Wszyscy mówili o niej Jazmin, bo tak mówił do niej mąż ale ona twierdziła, że to nie jest jej prawdziwe imię.

– Jaka była wówczas pogoda w twoim śnie?

– Zapukał do drzwi a ja wyszłam przed próg, chociaż zawsze wpuszczam go do środka. Wydaje mi się, że był piękny dzień ale gdzieś z daleka słychać było jakby grzmot.

– Nie czekaj na list, prędzej od niego dotrze do ciebie wiadomość od kogoś, kto wróci z dalekiej podróży.

– Ale co to będzie za wiadomość? Dobra czy zła?

– Czekaj cierpliwie, już niedługo ten podróżny zawita do naszego miasteczka.

Nieco rozczarowana Hortensja machnęła ręką, odwróciła się i odeszła.

Któregoś pięknego, niedzielnego popołudnie, kiedy to nasz maleńki świat pogrążył się w sjeście, w półsnach, w których to wszyscy starcy stawali się dziećmi a dzieci śniły o dorosłości, przechodziłem obok domu babki Jazmin, kiedy usłyszałem jej głos:

– Kim! Kim!

Przystanąłem zdziwiony i spojrzałem w kierunku skąd dobiegał głos. Stała w oknie i machała na mnie abym podszedł a kiedy to zrobiłem, powiedziała:

– Wejdź do domu, brama jest otwarta.

Tak oto znalazłem się w jej królestwie. Ciemny, pstrokaty dom, pełen starych, kulawych mebli, kilku ściennych zegarów, pokazujących różne godziny, wyblakłych dywanów, no i tej kuchni o której tyle w mieście się mówiło. Pod powałą wisiały zioła na sznurze, przeciągniętym od jednego do drugiego końca pomieszczenia.