Lubiliśmy postać z kolegami w bramie … i w czasie przybliżonym do momentu powrotu owego ” Reta Batlera ” – z wspaniałego skądinąd filmu ” Przeminęło z wiatrem „. Wracał on bowiem najczęściej późnym popołudniem, bądź wczesnym wieczorem, jak kto woli, ale podobieństwo było zawsze wręcz uderzające bez względu na porę dnia czy nocy.
– Ta sama sylwetka. Identyczny wąsik. – Tylko ta fryzura jakby trochę za mocno przyświechtana brylantyną.
Co do zapachu natomiast odnieść się ze zrozumiałych względów nieco trudniej.
Choć miał nasz pan Batler swoje … i dość popularne na Starówce konsumenckie upodobania, od których język wyczynia dosłownie co chce,
to jeszcze jakby na domiar złego wybełkotywał jakieś wyrywane z niby to francuzczyzny czy też włoszczyzny półsłówka. Natomiast co do jednego nie popadał w żadne językowe zacięcia.
” Ooo … sooo … leee … miii … jaaa !!! ” – piał jakimś koloraturowym falsetem, a kończąc opatrywał nas swoim niezmiennym instruktażem ;
… ” – syf – to nie jest wcale taki straszny pomysł.
Musi być ranka do ranki, bo inaczej gdybyś nawet nie wiem jak chciał, to na pewno nic ci z tego nie wyjdzie … hi … hi … ! ”
Kończąc swój obchodny kabaret i czyniąc rękami gesty dyrygenta objazdowej orkiestry udawał się ku stacjonarnym odleżynom.
Drugą niezapomnianą postacią spod jedynki na Złotej była bardzo puszysta i bardzo dowcipna pani Basia Czarnecka, która gotowa była
natychmiast i dozgonnie obrazić się za używanie wobec niej tytułu ” pani „. – ” Basia i koniec. Basia i kropka „. Brała ta Basia rankiem swój stołeczek, brała ta Basia pudełko ze swoimi skoczkami i siadała ta Basia najczęściej tuż obok kapucyńskiego kościoła przy Krakowskim Przedmieściu.
Te skoczki potrafiła Basia zmajstrować samodzielnie. Były to drewniane biedronki, drewniane pajączki na nogach ze sprężystego drutu i gumową przyssawką pod brzuchem.
Po przyciśnięciu do kawałka szkła i odczekaniu kilku sekund, skoczki odbijały się i wyskakiwały aż ponad głowę dostarczając nieprawdopodobnej satysfakcji tak samej Basi jak i kupującym je dzieciom.
Ale miała ta Basia jeszcze kilka do psikusów zmysłów specjalnych. Podawała na przykład do rąk coś nierozpoznawalnego.
Coś bardzo zmyślnie zakamuflowanego.
Kiedy owo coś zachowało się tak jak pozostałe wytwarzane przez Basię zabawki, a uczestniczącego w tej grze choćby w najmniejszym stopniu
przeraziło, to wtedy Basia w znanym sobie tylko geście podawała rękę.
Nie było to oczywiście takie najzwyklejsze podawanie ręki. Rękę Basi należało bardzo mocno uścisnąć. – A kiedy już uznała moc
uścisku za wystarczającą … puszczała wtedy potężnego bąka. Samozadowoleniu i radości nie było naturalnie końca.
Długie lata zamieszkiwała to miejsce rodzina Kuziołów. Tu były wesela, tu rodziły się dzieci … nie pomijając też mniej radosnych
okoliczności.
Emerytury dosługiwała się ciotka Helena w Wytwórni Surowic i Szczepionek. Wujaszek zaś, niezmiernie dumny był ze swojego sądowego
uniformu z orzełkami na guzikach. Długo jeszcze po przejściu na emeryturę wydobywał z wewnętrznej kieszeni służbową legitymację, choć każdy oczywiście nie raz już ją widział.
Kiedy po latach odwiedziłem Złotą, dostrzegłem zmiany, które nastąpić wcześniej czy później nieuchronnie musiały. Ale jeśli można bez żadnych poważniejszych konsekwencji posługiwać się znanym sloganem dotyczącym ” oczywistej oczywistości „, to z pewnością mniej rażącym będzie jeżeli stwierdzę, iż ten darzony przeze mnie szczególnym sentymentem róg Złotej, nic dotychczas nie stracił ze swojej historycznej historyczności.
– Bo ” Jest takie miejsce za Trybunałem … ”
Kiedy przekroczyłem próg obszernej sieni pod jedynką, a więc i granicę, której ktoś zupełnie postronny przekraczać raczej nie powinien, zauważyłem tylko za otwartymi … i nie raz przeze mnie samego otwieranymi drzwiami potrzebne do sporządzania jakichś przepysznych pewnie potraw – świeże i niezbędne wiktuały.
Obecny tam kucharz i dobiegający zapach utwierdziły mnie w przekonaniu, że jada się tu teraz coś jeszcze bardziej wytwornego niż wtedy, kiedy w miejscu któregoś z zakątków obecnego gastronomicznego zaplecza stało moje łóżko.
Świetny pewnie lokal, z wejściem jednak od strony Rynku – bo i cóż byłoby tu bardziej racjonalne – kojarzyć się może tylko z bardzo mi bliską
dawną przestrzenią oraz atmosferą, a także z nieodmiennie rodzinnym i gościnnym stołem.