„Żyje się tak, jak się śni – w pojedynkę.”
Joseph Conrad „Jądro ciemności”

* * *

Kto wie, czy to wszystko jest jakimś rodzajem kary za to, że miałem już serdecznie dosyć świata, w którym kryterium wartości człowieka – a człowiek to brzmi dumnie – stanowiła odpowiedź na pytanie „ile schudłeś w tym roku?”, a nikogo zupełnie nie obchodziło, ile przez ten czas przeczytałeś książek… A teraz już nic nikogo nie obchodzi.

* * *

Co jakiś czas powraca taki sen: zbliża się matura, a ja miesiącami nie chodzę na matematykę. Po prostu nie chodzę, omijam te lekcje, znikam. I nikt tego nie zauważa. Ale wiem, że w końcu zauważyć musi. Koszmar.

Ktoś mnie zwolnił z konsekwencji odkładania na przyszłość niezałatwionych spraw, czekania do ostatniej chwili – albo nawet dużo poza ostatnią chwilę. Tutaj nie ma ani żadnych spraw, ani zegara czy kalendarza, który bezlitośnie wskazuje do kiedy muszą być załatwione. Ulga.

* * *

Z wiekiem wrażeń jest mniej. Właściwie – nie tak. Jest ich pewnie tyle samo, ale już na nie nie reagujesz jak kiedyś.

A może to jest po to, żeby stęsknić się za wiecznością – bo tam, tak wierzę, co chwilę przeżyjesz coś, co ci będzie zapierało dech w piersiach…?

 

* * *

Bywało, że piłka z asfaltowego boiska wpadała do źle zabezpieczonego dużego osiedlowego szamba. O, to już była poważna operacja – wydobycie jej. Starsze chłopaki odsłaniały właz, świeciło się zapalniczką. Jest! Pływa pod ścianą na spienionym gównie. Wtedy któryś z największych byków łapał za kostki najmniejszego na osiedlu chłopaka o ksywce Knecio. Spuszczało się go głową w dół i Knecio sobie radził. Musiał działać szybko, żeby nie zemdleć od smrodu. Mały był, ale odważny i bojowy. Potem się dowiedziałem, że jak wyjechał do Lublina to został senseiem w karate.

* * *

W ogóle na osiedlu to prawie każdy chłopak miał ksywę. Wielki Łeb, Gizbern, Kali, Dżonson, Perez, Lipa, Łepal, Kenedyk, Suchy, Czesiek, Jerzyk, Tosiek, Apy, Doroć, Bob, Biały, Piki… Dziewczyny chyba przezwisk nie miały, albo rzadko.

Bywały też nazwiska, które same w sobie były niezłymi pseudonimami: Kisman, Sprawka, Rozporek…

* * *

Zimne wiosny też miały swoją wartość. Przeciągały wszystko co najlepsze w czasie, wydłużały zielenienie liści i kwitnienie kwiatów, zapachy i ptasie koncerty. Dzieliły najlepsze dania roku na małe porcyjki, którymi nie można się było nażreć, ale je powolutku smakować, doceniać, oswajać…

 

CDN…

 

zdj.: Tomasz Młynarczyk