„Żyje się tak, jak się śni – w pojedynkę.”
Joseph Conrad „Jądro ciemności”

* * *

Zapomniałbym o „Siekierezadzie”! Oj, ruszał mnie ten film wtedy! Jakimś cudem udało się Leszczyńskiemu coś tam zachować z mało uchwytnego ducha powieści Stachury, ale tak właściwie zrobił film o swoim o Stachurze wyobrażeniu. I pewnie dlatego, że to jego wyobrażenie pokrywało się trochę z moim – film mną poruszył…

A Stachurę mam przeczytanego w całości. Nie zgadzam się z nim, nie rozumiem go, wiem, że dużo kłamie – i podoba mi się.

* * *

Na roku było nas, chłopaków, czterech czy pięciu. Nic dziwnego, że trzymaliśmy się razem (przy setce koleżanek!). Wszyscyśmy pisali wiersze. Mariusz i Paweł najlepsze.

musi być ktoś

nad naszą słabością

silny

musi być ktoś

nad naszym niepokojem

spokojny

musi być ktoś

nad naszą niewiedzą

wszystkowiedzący

musi być ktoś

nad naszą niemotą

wymowny

Kiedy Mariusz przypomniał ten swój wiersz w Internecie – w komentarzach odezwał się Waldek. Zapisałem to wtedy, bo to było trochę jak rozmowa Janka Pradery i Michała Kątnego na leśnej drodze w filmowej „Siekierezadzie”…

W: Pamiętam ten wiersz!

M: A ja pamiętam Twoje Sarajewo! Próbowaliśmy…

W: Tak. Czasem coś piszę, a Ty?

M: Rzadko, bo czy świat się da przetłumaczyć na język wiersza? Rzadko, bo czy świat i człowiek da się przetłumaczyć na język wiersza?

W: Czy w ogóle dadzą się przetłumaczyć?

M: Tak, czy w ogóle?

W: Nie umiemy wytłumaczyć istoty ognia, ale trzasnąć słowem o słowo, żeby poszła iskra to już coś, chyba?

M: No tak, możliwości jest kilka, jedna z nich: niemota.

W: Fajne. Muszę jutro rano wstać, ale chętnie bym kiedyś pogadał, zapytał co słychać?

M: Waldek, bardzo chętnie pogadam, bo już wiemy, że jesteśmy śmiertelni… Do zobaczenia, dobranoc.

W: Tak, wiemy. Do zobaczenia.

* * *

Spod niszczejącego asfaltu w różnych punktach miasta wyglądało coraz więcej kocich łbów. Zawsze go to zachwycało, bo to nie asfaltowe dywaniki, ale ten bruk – okropnie niewygodny i okropnie niezniszczalny – to była cała prawda o tym miasteczku…

* * *

Zimowy podwieczór. Odrabiałem lekcje w małym pokoju i zza zamkniętych drzwi usłyszałem jak ktoś wchodzi do mieszkania i, łomocząc się nieco w przedpokoju, zdejmuje ubranie, wiesza na wieszaku i wchodzi do łazienki. Nic dziwnego, myślę, wrócił któryś z licznych domowników. W domu oprócz mnie jest tato i jedna z sióstr. Z łazienki dobiegają głośne odgłosy ablucji, trwa to już dobry kwadrans. I nagle wychodzi z niej… zupełnie obcy pijany żołnierz. Patrzy na moją siostrę i niepewnie pyta: Czy Bożenka?, ale już wie, że się pomylił. Wszedł do właściwego mieszkania, ale nie do tego bloku. W geście przeprosin całuje ojca w rękę i wybiega, zabierając ze sobą w ostatniej chwili długi zielony płaszcz.

CDN…

zdj.: Tomasz Młynarczyk