Pewnego dnia Ania, jak zwykle bawiła się nad rzeką. Tym razem przyszła tu o świcie z Tadkiem, bowiem Bystra musiała zostać w obejściu, gdyż czekali na to aż Mućka – ich ukochana krowa, urodzi cielaka.
Nie miała dziś głowy do pilnowania małej Ani. Tadek obiecał, że będzie łowił tylko do obiadu, by potem pomóc żonie w gospodarstwie. Tego dnia linów i szczupaków łapał mnóstwo. Pomyślał o tym, że zrobi sobie kilka dni wolnego, bo gdy je sprzeda, zarobi tyle, co zazwyczaj udawało mu się w dwa tygodnie. Rzucił okiem na córeczkę, wziął ją na rączki i posadził pośrodku plaży z dala od brzegu:
– Mówiłem ci, że bawienie się przy samej wodzie jest zdradliwe. Rzeka ma fale i wiry. Jeśli niechcący poślizgnie ci się nóżka i wpadniesz, możesz się już nie uratować.
– Dobrze, tatusiu. Ale ja lubię, gdy woda psuje moje obrazki, bo mogę je poprawiać bez końca. – Dziewczynka wtuliła się w Tadka, oplatając drobnymi rączkami jego szyję.
Ach, jak on kochał swoją córeczkę. Tak jak jej matkę lub jeszcze bardziej. Wyplątał się z małych rączek i wrócił do pracy. Postanowił, że tego dnia ostatni raz zarzuci sieci. Smutno mu było zostawiać Anię, lecz wiedział, że dzięki rybom będzie mógł trochę odpocząć i spędzić czas ze swoimi kobietami. Poza tym na plaży Ania nigdy nie była sama. Tam zawsze kręcili się ludzie z wioski: a to inni rybacy suszyli lub cerowali sieci, a to kobiety prały ubrania. Wszyscy uwielbiali tę małą iskierkę, która była jego córką i która uśmiechała się z ufnością. Gdy już znudziły się jej kolaże, próbowała pomagać innym w pracach, czym rozczulała wszystkich. Bo co mogą zrobić małe rączki pięciolatki? Wystarczyły same jej starania, to że chciała, by wszyscy pokochali ją bezgranicznie i czasem bez okazji ofiarowywali jakiś drobiazg: a to grzebień z kości, a to pajdę chleba z cukrem, a to drewnianą fujarkę. Ania często nosiła te wszystkie skarby ze sobą na plażę w płóciennej torbie, którą uszyła jej mama. Poza chlebem oczywiście, bo ten zjadała od razu, oblizując się ze smakiem.
Tadek oddalił się, a ona wróciła na swoje ulubione miejsce na brzegu. Po chwili pojawiła się tam kobieta, którą Ania widziała po raz pierwszy. Miała ona długie jasne włosy i była naga. Dziewczynka nie była zdziwiona, bo kobieta pływała.
– Jak masz na imię? – spytała srebrzystym głosem.
– Ania – odpowiedziała dziewczynka.
– Widzę, że lubisz muszelki? – głos kobiety urzekał swoją melodyjnością, miał w sobie coś hipnotyzującego.
Ani podobała się ta piękna pani, dlatego pokiwała głową i uśmiechnęła się.
– Chodź ze mną, pokażę ci miejsce, gdzie można znaleźć muszle tak duże jak twoja piąstka albo i jeszcze większe. Tu przy brzegu takich nie ma. – Kobieta wyciągnęła do Ani rękę.
– Ale nie wolno mi się oddalać – zawahała się dziewczynka.
– Nie martw się, to niedaleko. Poza tym zaraz wrócimy. – Kobieta uśmiechnęła się i wzięła dłoń Ani w swoją.
Dziewczynka nie opierała się już. Zaufała nieznajomej i stanęła na piasku, a potem powoli, trzymając kobietę za rękę, szła za nią do rzeki zanurzając się coraz głębiej i głębiej. Nie czuła nic, nawet głodu, choć był to już czas obiadu. Nic też nie widziała. Tak jakby ta kobieta spowodowała, że wszystkie jej zmysły się stępiły, ważne było tylko to, że zaraz zobaczy duże muszle, takie, jakich nigdy jeszcze nie widziała. Kobieta prowadziła ją coraz głębiej i głębiej wciąż trzymając za rękę. Może to właśnie ten uścisk dawał złudne poczucie bezpieczeństwa? Ania nie czuła, że się topi, że brakuje jej powietrza, że idzie na dno, by po chwili spróbować wypłynąć na powierzchnię, że torba z jej skarbami już unosi się po tafli rzeki, czekając aż ona, Ania do niej dołączy, że kobieta nie trzyma już jej dłoni, lecz patrzy na nią z dala uśmiechając się z satysfakcją, że nie jest cała naga, lecz tylko od pasa w górę, a jej dół mieni się srebrem ogona, a ona Ania jeszcze nigdy syreny nie widziała, tak jak teraz nie widzi muszli, bo ich tu po prostu nie ma. Nie widzi już nic, woda zalewa jej powieki, wdziera się w nozdrza i usta, dostaje się do płuc… Została oszukana.
Nie wie, że to, jak syrena prowadzi ją do wody widzi Bystra, która postanowiła jednak przynieść im obiad. Teraz rzuca naczynia bezładnie na piasek, rozpaczliwie krzyczy:
– Aniu!!! – I biegnie co sił w nogach, gubiąc po drodze sandały i wbiega do wody i rzuca się w jej ciemną otchłań i chce za wszelką cenę wyrwać tej kobiecie swoją córeczkę, która zdaje się być w jakimś transie, nie reaguje na jej rozpaczliwe nawoływanie, nie słyszy plusku wody ani jej starań.
Na plaży zbierają się gapie. Tadzik przybija łajbą do brzegu, a widząc co się dzieje, zostawia pracę i wskakuje do wody za kobietami swojego życia. Nurkuje i wynurza się, i znowu, i znowu, i powtarza te czynności bez końca, byle je tylko uratować, byle odebrać je złej mocy, wrócić do domu i żyć jak dotychczas. Co niektórzy rybacy wskakują za nim, też nurkują, też szukają, w końcu udaje się wyłowić i Anię i Bystrą, żadnej jednak nie daje się odratować…
To ta zjawa przebrzydła ze srebrzystym ogonem, która omamiła niegdyś jego i kazała czekać, teraz zabrała mu wszystko co najcenniejsze. Zabrała jego dwie kobiety, które leżą na piasku: sine, mokre, bez śladu życia. A ona siedzi z boku, na odległym brzegu, tam, gdzie rzeka najwęższa i śmieje się w głos śmiechem jakimś demonicznym, złowróżbnym, aż od niego stają włosy dęba na głowie, a serce się trwoży.
Widzi teraz, że rodzice mieli rację, że to nie mogła być prawdziwa miłość, tylko czar został na niego rzucony. Siada na piasku i płacze długo, aż poziom rzeki podnosi się i nie wiadomo, czy to od ilości jego łez, czy ze współczucia dla niego i jego rozpaczy.
Ludzie powiadają, że w rocznicę ich śmierci, która przypada w lipcu, przychodzi na plażę i rozpacza nad utraconym szczęściem, a niebo zawodzi razem z nim. Zemsta Mei była straszna i jeszcze do dziś mówi się o niej ku przestrodze. A od imienia żony Tadka – Bystrej, która bohatersko próbowała uratować małą Anię, nazwano rzekę, w której ta tragedia miała miejsce. Gdy będziecie nad Bystrzycą, uważajcie, bo podobno jest ona naprawdę zdradliwa