Jeszcze wiosną uderzył w dzwon stareńki dziadek Łytka. Na cerkiewny placyk „czym duch” zbiegło się mnóstwo ludzi. W szaleńczym pędzie gnali z pól pieszo i na wychudłych szkapach. Tylko woda z kałuż obryzgiwała przydrożne chruściane płoty.
W biegu pytali jeden drugiego; – Pali się ? – Gdzie się pali ? – Pan przyjechał ? – A może strażników przyniosła jakaś licha godzina ?!
W niewielkiej miejscowości dosłownie kipiało. Na placu przed cerkwią, kozak na koniu rozwijał wielki żółty arkusz pergaminu. Z rozdziawionymi gębami strwożeni wieśniacy pilnie słuchali.
” Nigdy nie zaznacie wolności, jeśli teraz nie zrzucicie jarzma nałożonego przez urzędników i panów. Wolności tej, którą nasi ojcowie własną krwią okupić musieli. Uważają nas za nieokrzesanych dzikusów. Nas odważnych, dzielnych i dobrze zasłużonych nazywają buntownikami.
Cały świat wie, że król i panowie posiąść chcą wszelkie kozackie i wiejskie dobra. Dręczą dzieci. Zniesławiają kobiety. Niezgodnie z dawnym zwyczajem zmuszają do niewolniczej pracy. Nakładają ciężar pańszczyzny na biedny niewinny lud, a kto ośmieli się wystąpić ze skargą jest szykanowany znieważany i wyszydzany. Uważają wszyscy, że wytępiony być powinien cały kozacki ród. ”
Jeździec przerwał. Ogarnął wzrokiem zebranych i słyszał jak spośród tłumu dobiegają głosy. – Co czyta królewski posłaniec ? Niektórzy
wysnuwając własne domysły szeptali; – Podobno król Jan Kazimierz na wojnę z Turkiem wzywa … – Ta nie ! – Słowa nie takie ! – O nas się
mówi ! – A kozak ochrypłym już głosem krzyczał;
– Ludzie ! – Do was ogłoszony przez Chmiela – Bohdana Chmielnickiego – uniwersał czytam. Tego Chmiela, co to za prawdę i słuszność
naszą powstał i wszystkich wzywa do wojska. Wzywa, abyście konno czy pieszo, uzbrojeni czy nieuzbrojeni udawali się do niego.
Uzbrojenie zdobędziemy na wrogu. – I grzmiały nad placem słowa uniwersału;
” – Bez wiary, ducha i jakichkolwiek korzyści służyć musimy w wojsku Rzeczypospolitej w granicach królestwa, kiedy nad Czarnym Morzem, nawet wobec tureckiego zagrożenia naród nasz kozacki żyje przyzwoicie. Świętym celem polskich panów i szlachty jest to, by w nieznajomości prawa, a pod pręgierzem swoich urzędników wymuszać ślepe posłuszeństwo na ludności wiejskiej i mieszczanach.
Pogardą dla śmierci i siłą odpowiedzieć nam wypada na wyrządzane nam krzywdy. Tylko siłą musimy ich złamać, choćbyśmy mieli nasze martwe ciała przed nimi położyć i drogi mogiłami wyścielić.
Duszę i krew poświęcić nam trzeba, by pod wodzą przywódców naszych niwy nasze, wsie i miasta wyzwolić i ochronić.
Wiele znam przykładów, że niepewna jest wolność, kiedy bez gotowości do poświęcenia, widma cierpień i okrucieństwa nieprzyjaciół naród nie dostrzega.
Najlepiej byłoby, gdyby wieśniacy razem z kozakami zadali wrogowi jeden wspólny cios. Niechaj panowie w was – wieśniakach – dostrzegą
żelazo w swoją pierś zatknięte, a mając na co dzień przed oczami wroga samym postrachem miasta i wsie zajmującego, sami znienawidzą wojnę i przywrócą wolność kozactwu choćby tylko dlatego aby mieć święty spokój.
– Ja – Bohdan Chmielnicki, ani siły ani życia żałować nie będę i gotów na niebezpieczeństwa wszelkie, oddam wszystko za całkowitą wolność i pokój, a dusza moja dopóki celu swego nie osiągnie, spokoju i pociechy nie zazna.
Wydano w taborze kozackim pod Żółtymi Wodami
w roku 1648, miesiącu kwietniu.
Własnoręcznie podpisał Zinowij Bohdan Chmielnicki. „
Zawrzało na majdanie. Ostrożniejsi z niepokojem spoglądali w kierunku pałacu. Ale tam było cicho.
Pan Korecki spędzał wiosnę w Pryłukach u Jaremy Wiśniowieckiego.
– A jak trafić do Chmiela ? – dopytywali się niektórzy.
– Siadaj na konia chłopcze. Jeśli masz szablę – bierz szablę. – Jak nie masz – bierz kosę, widły i pędź synku do Dniepra. Tam w miastach … i wsiach … i wśród stepu … – Wszędzie są nasi. Zbierają się i idą na pomoc powstańcom. Bierz teraz uniwersał i po wsiach czytaj.
Płakały matki, płakały siostry, płakały narzeczone…
Wiedziały – idą ludzie na bitwę … a z bitwy nie wszyscy wracają.
Wiatr niespokojnie zawiewał od Dniepra.
Niepokój i poruszenie zagościło w Rzeczpospolitej.