Gdy był już tak smutny, że nawet rybacy przestali mu dokuczać, wreszcie ją zobaczył.
Sprzątał łódź, gdy usiadła na brzegu plaży i zaczęła przekładać z ręki do ręki małe muszelki cudnie nucąc piękną melodię. Z początku, odwrócony do niej tyłem, myślał, że się przesłyszał. Po chwili ją zobaczył. Serce przyspieszyło. Podbiegł bliżej i chwycił ją za ręce:
– Czekałem na ciebie. Codziennie łowiłem ryby z nadzieją, że jeszcze cię zobaczę.
Syrena uśmiechnęła się promiennie, oswobodziła z uścisku i wskoczyła do wody.
– Zaczekaj, nie znikaj znowu. Porozmawiaj ze mną. Moje serce nie wytrzyma z tęsknoty. Powiedz chociaż, jak masz na imię? – zawołał Tadzik.
– Mei. – Odwróciła się z uśmiechem i po chwili zniknęła w falach.
Wstąpiła w niego nowa nadzieja. Do domu wrócił niemalże w podskokach. Rodzice dziwili się, co tak nagle odmieniło ich syna. Wieczorem, gdy leżeli już w łóżku, zastanawiali się nad tym.
– A może on się zakochał? – powiedziała mama.
– Hm… możesz mieć rację. Gdy pierwszy raz zobaczyłem ciebie, też zachowywałem się dziwnie. – Roześmiał się tata.
– Nie mogę w to uwierzyć. Nasz mały synek jest już taki duży i do tego zakochany. – Mama również się roześmiała i uspokojeni, przytulili się do siebie i usnęli mocnym snem.
Tadzik za to nie spał prawie wcale. Gdy tylko zamykał oczy widział Mei – dziewczynę o egzotycznym imieniu i jej uśmiech i jej włosy i piersi i głośno wzdychał, a policzki paliły go żywym ogniem. Dopiero tuż przed świtem udało mu się krótko odpocząć. Pomimo nieprzespanej nocy, czuł się wyśmienicie i miał wewnętrzną pewność, że syrena jeszcze go odwiedzi. Tak też się stało. Tuż przed tym, gdy miał wracać do domu, podpłynęła do brzegu. Zostawił ryby i podszedł do niej.
– Witaj, Mei. – Dotknął jej dłoni.
Syrenka spojrzała mu głęboko w oczy i cicho zanuciła jakąś smutną melodię. Tadek siedział jak urzeczony, nie mógł się poruszyć. Syrena pogłaskała go po policzku i pocałowała, po czym, tak jak poprzednio, uciekła. Chłopak był najszczęśliwszym z ludzi. Czuł, jakby unosił się kilka centymetrów nad ziemią. Od tego dnia, spotykali się na plaży codziennie. Inni rybacy wcześniej kończyli pracę, a Tadek zostawał sam i wtedy pojawiała się jego syrena. Siedzieli na plaży trzymając się za ręce. Słuchał jej śpiewu i nic więcej nie było mu potrzebne do szczęścia. Tak mijały kolejne dni, tygodnie, miesiące. W końcu Tadek zapytał:
– Czy mogłabyś zrzucić ogon i pospacerować ze mną po plaży?
– Mogę to zrobić tylko raz. Jeśli się na to zdecyduję, nigdy już nie będę syreną. Zostanę człowiekiem.
– To byłoby cudowne. Żyłabyś jak inne dziewczyny.
– Nie do końca. Moi rodzice mieszkają na dnie tej rzeki. Nie mogłabym ich nigdy odwiedzić.
– A nie ma innego sposobu?
– Niestety nie.
– Ale ja chcę zamieszkać z tobą. Chodź ze mną. Poznasz moich rodziców, weźmiemy ślub.
– Naprawdę tego chcesz? Potem nie będzie już odwrotu.
– Naprawdę. – Na potwierdzenie swoich słów Tadzik chciał pocałować Mei, ale ta wyślizgnęła mu się z rąk i odpłynęła. Na obchodnego krzyknęła tylko:
– Poczekaj na mnie. Wrócę, jak będę gotowa.
I chłopak czekał. Mijały dni, tygodnie, miesiące, a dziewczyna się nie pojawiała. Tadzik już stracił wszelką nadzieję. Tymczasem jego tata wrócił do zdrowia i sam zaczął wypływać na rzekę. Przy wieczerzy rodzice zagadywali go o to, jak ma na imię jego wybranka:
– Mei – odpowiadał z gasnącym blaskiem w oczach.
– Dziwne to imię. Ona nie nasza, synku? – pytała mama.
– Nie nasza – mówił.
– To gdzieś ty ją poznał? – dociekał tata.
– Nad rzeką. Jest syreną.
– Zamotała ci w głowie. Przecież od dawna wiadomo, że syreny to ułuda i nie można z nimi budować przyszłości. Podobno karmią się ludzkim cierpieniem – rzekł ojciec.
– Oj, żeby z tego jakiegoś nieszczęścia nie było – złowieszczyła mama.
Ale ona zniknęła. Nie widziałem jej od miesięcy – westchnął Tadek.