Ten nierozwiązywalny dylemat (z gatunku „kawa czy herbata?” lub „pizza czy kebab?”, „morze czy góry?”, „pesce o carne?”) sprowadza się do pytania czy lepiej być ostatnim wśród wielkich czy pierwszym wśród małych? Bilon kusił namacalnością i trwałością, poza tym miał tyle zastosowań!
Na przykład do gry w „orzeł czy reszka?” lub do losowania stron na boisku piłkarskim. Do weryfikacja prawa Archimedesa i zasad magnetyzmu. A także pierwszych działań przestępczych. Dwudziestogroszówką umoczoną w czerwonym tuszu można było podbić nieważną legitymację szkolną. Młodociany gang fałszerzy monet zamierzał rozwinąć produkcję gumowych powlekanych folią aluminiową dziesięciozłotówek, które miały być tak dobrze podrobione, że planowano je sprzedawać w cenie… dwudziestu (prawdziwych) złotych..
Pomysł nie wypalił-z braku materiałów, narzędzi a może nabywców głupszych od wytwórców? Uważne wpatrywanie się w awers i rewers monet pozwalało odnaleźć na niektórych małe acz wyraźne inskrypcje- wytłoczone literki: JMN lub WK, co w czasach stanu wojennego tłumaczono jako: „Jaruzelski Męczy Naród” i „Wałęsa Królem”.
Niepraktyczne i podatne na zniszczenie banknoty także zdobiły tajemnicze znaki. Oficjalne -wodne, jak widoczny pod światło cień orła, numery seryjne, podpisy skarbników i prezesów NBP. I te nieoficjalne- nabazgrane nie wiadomo przez kogo i po co. nagryzmolone długopisem lub piórem: cyferki, kropki, krzyżyki. Które to bazgranie były ciężkim wykroczeniem. Liche papierki były chronione prawem, na równi z innymi dokumentami urzędowymi. Wątpliwości rozwiewała wyraźna informacja, wypisana na każdym z nich:
„Bilety Narodowego Banku Polskiego są oficjalnym środkiem płatniczym w Polsce „
Po umiejętnym złożeniu banknotu w poprzek zdanie to otrzymywało krótszą, ironiczną treść:
„Bilety Narodowego Banku Polskiego są niczym w Polsce „