położyć obrus, powynosić książki
wytrzepać dywan i zamieść brudy
razem z nimi historię dekad, tysiącleci
na wielką łopatę poezji, bo od początku
było mówione: „wszystko jest literaturą”
dziś kiedy obok sianka leży opłatek nie
ważne jest czy to zwady czy pokoje
dzieliły naszą tradycyjność w takcie dwa
na cztery rzecze anioł:
„kochaj bliźniego swego, jak siebie samego”
a barszcz dojrzeje szlachetnie, choć dzielą nas kanony,
normy, religie, kolory skóry i języki,
umiejętności nabywane i wykupione z helisy umytych rąk
szukając ognia dozierasz listu, żadna laurka
nie zastąpi rzeczownika „iskra” historie zebrane
na jednym strychu (choć grająca), gdzie kurz minionego
milenium oznajmił przełomową północ
łatwopalni o dwóch takich co ukradli księżyc
wybrani przez zbieraczy plonów
wykrzyczymy: „kocham!” w języku serca
zagra batuta bohaterów wszyscy opisywani:
śmiałkowie i zwierzęta, i papier nośnik prawdy jednym głosem
dadzą znać najwyższemu prawda wyjdzie na jaw po latach
roztropność i durność, wyniosłość i pokora
śpiew i milczenie, zaniemówienie głosek –
kolor i brak pigmentu
wygląda na to, że prędzej przez komin wejdzie święty
niż polityka domiesza prawdę do zamieszek
w starym kinie: trzy serca, repertuar – święta sól wypełnia kieszenie
w antykwariaty świata przemycony opłatek,
minął kolejny rok – mamy święta