Ambrose Akinmusire – czy jak mawiamy skrótowo w branży: Ambroży – jest muzykiem, który elektryzuje za każdym razem, kiedy rozbrzmiewa sound jego trąbki. Ma wszak na swoim koncie płytę wybitną (A Rift in Decorum: Live at the Village Vanguard) i kontrowersyjną (Origami Harvest). Podobnie rzecz ma się z jego szóstym (a piątym pod szyldem Blue Note) dziełem zatytułowanym On The Tender Spot Of Every Calloused Moment, będącym lekkim zejściem z dotychczasowego dyskursu, bo ekspresję skontrowała tu refleksja.
Wolta dokonuje się przy współudziale starych druhów: Sama Harrisa – fortepian, Harisha Raghavana – kontrabas i Justina Browna – perkusja. Nowy album niesie duży ciężar ideologiczny wyrosły na bazie tego, co stało się pod koniec maja w Minneapolis. Akinmusire wygłasza muzyczny sprzeciw wobec supremacji białych w Stanach. Nad wątkiem ideologicznym rozwodzić się nie będę, mam w tej materii inne zdanie. Tyle. Skupmy się na warstwie muzycznej, bo wyrażony w 11 utworach manifest Ambrożego przybrał doprawdy świetną formę.
Otwierający Tide Of Hyacinth to jeszcze powiew najlepszych wzorców znanych z A Rift in Decorum… – improwizacja trąbki i fortepianu na tle galopującej sekcji rytmicznej tworzy gęstość, na której można zawiesić siekierę. Gościnnie w utworze tym zaśpiewał Jesus Diaz stanowiąc stylistyczną przeciwwagę dla jazzowego szaleństwa.
Kompozycje takie jak Yessss, Reset (Quiet Victories & Celebrated Defeats) czy Cynical Sideliners otwierają jednak furtkę na nowe, zabierając słuchacza w rejony nostalgicznej eksploracji. We wspomnianym Cynical Sideliners przepięknym wokalem częstuje nas drugi gość zaproszony przez Akinmusire’a – Genevieve Artadi. Jest w tej piosence coś niesamowitego, jakaś twinpeaksowska aura i myślę, że mogłaby spokojnie trafić na soundtrack do kultowego serialu Lyncha. Nie myślmy jednak, że Ambroży porzucił swój znak firmowy, ową gęstość.
W An Interlude usłyszymy perkusję brzmiącą jak z najlepszych czasów Black Sabbath, z niezwykle soczystym kontrabasem. Posępność, która się tu rozpościera, nasuwa na myśl tezę, że tak właśnie mógłby brzmieć Tony Iommi i spółka, gdyby po koniec lat sześćdziesiątych zamiast hard rocka postanowili grać jazz. Moon (The Return Amplifies The Unity) trzyma nas dalej w tej sabbatowskiej tonacji. Kontrę stanowi półminutowe solo Akinmusire’a (4623), krótka chwila oddechu przed tym, co najpiękniejsze.
A jest nim intymny utwór zatytułowany Roy – dedykowany Royowi Hargrove’owi. To chyba nie tylko najpiękniejszy, ale i najsmutniejszy utwór, jaki Akinmusire w swojej dotychczasowej karierze popełnił.
Świetną strukturę ma Blues (We Measure The Heart With A Fist): eksperymentalne formy trąbki i fortepianu tworzą awangardową fakturę, ale potem dołącza sekcja rytmiczna i wszyscy wracają na dobrze znane Akinmusirowskie tory. Album zamyka Hooded Procession (Read The Names Outloud). W tym solowym utworze Akinmusire żegna nas w iście elegijnej konwencji, nie na trąbce jednak, ale na rhodesie. Cały Ambroży!
Recenzja ukazała się w Jazz Press 11/2020