Trudno było spodziewać się tego na początku roku. Co prawda Bayern Monachium jawił się jako główny faworyt Ligi Mistrzów, potwierdzając to później wygraniem rozgrywek. Natomiast nikłe było prawdopodobieństwo, że reprezentacja Polski osiągnie coś dużego w nadchodzących mistrzostwach Europy. A wiadomo nie od dzisiaj, że sukcesy zespołowe mają często decydujący wpływ na elektorów, wybierających zwycięzców w indywidualnych plebiscytach. W latach dużych imprez zaś – zwłaszcza sukcesy drużyn narodowych. Mistrzostwa Europy nie odbyły się jednak w pierwotnym terminie, ale to już nie jego problem. Robert Lewandowski został najlepszym piłkarzem roku w plebiscycie FIFA! Dlaczego?
Po pierwsze – grał najlepiej w piłkę w omawianym okresie (od 20 lipca 2019 do 7 października 2020)! W perfekcyjnie funkcjonującej drużynie Bayernu był najważniejszym ogniwem. Zresztą, od dłuższego czasu to od Lewego (może jeszcze Manuela Neuera) zależy na boisku najwięcej. Spójrzmy na jesień 2019 roku: być może wtedy Robert miał swój najlepszy czas. Dla Bayernu nie był to łatwy okres, dopóki zespołu nie objął Hansi Flick. W lidze bywało różnie, ale w Champions League drużyna robiła swoje. A zwłaszcza Robert Lewandowski, który strzelał jak na zawołanie, wszystko mu wychodziło. Jasne, w Europie prawdziwie poważne granie zaczyna się w play-offach, ale Bayern już w grupie zrobił wielkie wrażenie, pokazując moc, którą wiosną i latem tłamsił rywali. Będący w znakomitej formie kapitan reprezentacji Polski przeprowadził zespół przez trudny czas, a potem zawiadywał nim na najważniejszym etapie sezonu. Lewy bowiem to nie tylko gole, bo…
…po drugie – bardzo rozwinął swój repertuar. Z Polski wyjeżdżał bramkostrzelny napastnik, ale surowy piłkarz. Młody – ale świadomy, jak dużo pracy przed nim – człowiek. Początkowo był wyszydzany w Niemczech ze względu na swoją pokraczność. No, do boiskowej elegancji było mu wówczas daleko… Ale Lewandowski pracował. Przez lata nauczył się gry kombinacyjnej, strzelania rzutów wolnych (o tym, jak trudna to sztuka, wielokrotnie mówili mistrzowie – Beckham i Pirlo), rozgrywania, swobodnego dryblingu. Mimo słusznego wzrostu, dekadę temu słabo grał głową. Teraz robi to świetnie, nierzadko z wielką gracją. Lewy asystujący raboną, przyjmujący długie, trudne piłki niczym Zidane? Jeszcze niedawno nie potrafiłem sobie tego wyobrazić!
Sam długo nie mogłem się przekonać do umieszczania Roberta Lewandowskiego wśród najlepszych napastników świata. Prawie zawsze strzelał dużo goli, ale ustępował umiejętnościami wielkim atakującym. Ale on ich dogonił. I prześcignął! Również dlatego, że…
…po trzecie – trafił w swojej karierze na wybitnych trenerów. Kiedy przegrywał rywalizację o grę w ataku Borussii z Lucasem Barriosem, Juergen Klopp (trochę z konieczności) zaczął ustawiać go głębiej, za plecami napastnika. Lewy nie grymasił, tylko się uczył. Nowa, tymczasowa pozycja wymagała od niego pracy w defensywie i większego udziału w konstruowaniu gry. Robert radził sobie coraz lepiej, po tej szkole wrócił do gry na szpicy i wystrzelił na dobre. Wybitny fachowiec, jakim jest Klopp (Trener Roku na wczorajszej gali!), zauważył predyspozycje, których nie dostrzegł sam piłkarz. To się później bardzo przydało, kiedy Bayern przejął Pep Guardiola. W modelu gry, opartym na posiadaniu piłki i cierpliwym tkaniu akcji wieloma podaniami, każdy zawodnik musi umieć się odnaleźć. Drewniany napastnik nie miałby czego szukać u Guardioli. Ale Lewy to już był wtedy top. Natomiast swój absolut Lewandowski osiągnął już u Hansiego Flicka. Obecny trener Bayernu poukładał zespół w sposób perfekcyjny, co pomogło Polakowi optymalnie wykorzystywać swoje atuty. A ich wachlarz poszerzył już po trzydziestce.
Tak, Robert Lewandowski właśnie po trzydziestce osiągnął swój szczyt.
Redakcja „France Football” już latem postanowiła nie przyznawać Złotej Piłki w 2020 roku. Można dyskutować, czy słusznie, skoro poważna piłka była tylko na dwumiesięcznej kwarantannie. A Lewy mógł ją wreszcie dostać. Ale wyróżnienie FIFA, prestiżem niewiele ustępujące, to właściwa rekompensata i piękna nagroda. Dodatkowo Robert Lewandowski wygrywa, kiedy władzę sprawują Cristiano Ronaldo i Leo Messi, nawet jeśli to schyłek ich panowania. A tego mu nikt nie zapomni.
A honorową Złotą Piłkę niech dadzą Diego Maradonie za całokształt.