dano nam kij i kamienie, klucz wiolinowy imiona
pod skałą skryte dla fali co obmywa wszechświat
z jego prób i wywodów. – trzeźwy pęd proponowałem poetom ugodę
do dni utraconych. skąpiec wczesnego jutra zada pytanie o całą resztę.
tyle zostało z kropelki padniętej…
to było skręcenie szyi w cieniu, nasze kości po świecie się szukają
bo winna piwnica zabrała nam głos i opis bitew stoczonych z szeptem
prosiłem o nów
– to oni! oni na grobie zostawią kilka piór, dłuto w marmurze istnienia –
zakręcą warkocze w cuda świata, zapożyczą westchnienie wszystkim,
którzy podważą koncert brzegu i ruch powiek
a dwa kroki do tyłu nie spalą duszy a rzucą pod kościół milczenie
ognisk i wiatrów. szalę. zioła, liście, okruszki wspomnień?
i pot artysty.
wycie psa ze stalówki
ci, co powiedzą włóczędze, bo tylko w drodze mam stałe priorytety.
dziś pozostał tylko rysunek włosów, chory na płuca mąż zawstydzony
przed lustrem. tętno, które jest werblem. miano, które jest nienazwaniem.
wygięła się prosta – jak dywan rozłożony snom o potędze
długo będzie trwał wylew na obłoki, rzeki – ustronia, delty twych ud
z bezdzietnych mórz? którym brak obcasów wbitych w piach i ludzki błąd,
że nie przewidziałeś burzy mówiąc: „dzień dobry”?
wszystkim z chusteczką w ręku
wybierającym zdania daję słowo