stoją w nas jak posągi od lat nietknięte światłem

ludzie na których śmieliśmy spojrzeć z wyższością

inwalidzi

niewładni

zaszczuci chorobą

 

stoją nam w źrenicach tak samo niepotrzebni

niepotrzebnością

rozwleczeni pod skórą

wtuleni we włosy

wpięci w broszki do płaszcza

 

wciśnięci w każdy ubytek naszego ciała

odtrąceni

przeinaczeni

 

zrośnięci z naszymi rękoma

gdzie one tam są oni

 

patrzą czekają

wrócą