mówię jej, że się myli, że ważna jest potrzeba doraźnego dotknięcia,
a ona zamyka mi usta, zapycha je frazesem kurtuazyjnej melby.
Od niej zależy każda wypita kropelka wina. Czy wyobrażasz sobie
napisać choćby słowo bez krwi na ustach? Więc mówię jej, powstrzymaj
się, lecz ona chciała za bardzo śmierci, bym miał pozostać głuchy na
wołanie cierpienia. Wiesz przecież, że my widzimy rozpacz pierwsi.
Nie zmieniam tematu. Ja go zabarwiam. Koloryzuję zbrodnię, bowiem
poeta musi zabić, musi odejść pokonany przez siebie samego. Kiedyś
myślałem, że czegoś takiego nie powiem, dziś, kurwa, widzę w tym sens –
by głosić aprobatę dla codziennego morderstwa, by nową stworzyć kulturę –
tęp muchy!