O tej sprawie gazety donosiły wiosną 1929 roku. Zaczęło się od tego, że w Komarówce umarł rabin…
Jakiż był jednak szok rodziny i bliskich, a niezdrowe podniecenie całej żydowskiej społeczności osady, gdy dowiedzieli się o ostatniej woli zmarłego, w której dysponował, by nie chować go w zwyczaju bogobojnych żydów, lecz złapawszy za nogi i ręce po prostu wrzucić jak worek kartofli do dołu wykopanego w sąsiedztwie grobu znanej w okolicy rozpustnicy. Dzieciom i rodzinie zabronił iść na kirkut za zwłokami, gdyż twierdził, że kłębić się będą nad nimi tabuny diabłów.
Pomagałem bogatym i krzywdzicielom, i oddawałem im sprawiedliwość, podczas gdy odmawiałem jej biednym i sprawiedliwym. Zabierałem pieniądze u sierot i wdów, trefne jedzenie czyniłem koszernym, a koszerne trefnym, nie modliłem się, nie przestrzegałem szabatu, paliłem w tym dniu papierosy. Nie ma takiego grzechu na świecie, którego bym nie popełnił. Niech będzie przeklęte imię moje
– pisał przestrzegając, by nie kalać jego grzesznym ciałem grobowca rodziców i przepraszając rozpustnicę, że będzie miała takiego grzesznika za sąsiada.
„Testament ten wywołał ogromne wrażenie wśród Żydów w Komarówce i okolicy”, podsumowywał „Podlasiak” w marcu 1929 roku.