Tu Baba Lida znika za kotarą. Teraz już z taśmy magnetofonowej przez dwie, a może trzy minuty słychać jakieś nieziemskie i niezwykle hałaśliwe odgłosy.
Coś tak jakby zmiksowany głos zniewolonego nagle i katowanego okrutnie słonia, ciągniętego za uszy i ogon jednocześnie osła i nadzwyczajnie rozradowanego po nad wyraz udanym odbyciu seksualnego aktu pawiana.
Z największą powagą objaśnia impresario, że to nic innego, jak tylko przeraźliwy znak cierpienia Baby Lidy w momencie przejmowania na
siebie wszystkich przyniesionych tu ludzkich niedoskonałości.
Cena „kuracji” to – mniej więcej – wartość jednomiesięcznej pensji.
Ile może być takich Bab Lid ? – A któż to może wiedzieć .
Kto by je tam z resztą zliczył.
Ile ludzi bierze udział w takich i podobnych „seansach” ?
Niewątpliwie tysiące.
Czyż to nie fortuna ?
– A jakże. Fortuna !
Jest to jednak niewiele w porównaniu z tym, co biorą za podobne „posługi” inni karierowicze, aferzyści, hochsztaplerzy i wszelkiej innej maści specjaliści od uniezależniania w przypadkach alkoholizmu, nikotynizmu, narkomanii, nadmiernej wagi itp.
Anonsują oficjalnie przez media swoje unikalne możliwości wraz z podawaniem nawet numeru licencji, którą można sobie oczywiście załatwić podobnie jak akademicki tytuł.
Tak , czy inaczej – mienią się najczęściej uczniami i kontynuatorami naukowych idei pewnego, popularnego lecz nieżyjącego już wybitnego w branży profesjonała.
Z tego też względu, bez żadnych zbędnych ceregieli za swoje czary płacić sobie każą od osiemdziesięciu do stu dolarów, co stanowić może od czterech do pięciu średnich miesięcznych wynagrodzeń.
To nie jest już nawet bandycki postępek. – To jest po prostu nieludzkie !
Finansować własną naiwność musi oczywiście rodzina. Jakim kosztem… i czego kosztem ? – Wiadomo.
Nazywa się to „kodowaniem”.
– I na czym to perfidne oszustwo miałoby polegać ?
Otóż w wynajętym na okoliczność budynku, po przekroczeniu progu i za określoną sumę otrzymuje się „talończyk”, na którym nabazgrane jest potwierdzenie dokonania wpłaty oraz jakiego rodzaju „zabiegowi” poddany ma
być klient.
Potem zgromadzone już towarzystwo rozmieszcza się w większej sali. Wychodzi wtedy na scenę sam „mistrz” i siada przy stoliku.
Silnym światłem podświetlany jest od tyłu prawdopodobnie dlatego, aby nikt nie mógł na ulicy rozpoznać łajdackiego oblicza.
Ryczy jak bawół oznajmiając jakie to problemy niosą ze sobą nałogi, „prywyczki” i nadmierne żarcie. Trwa to około godziny.
Później pytania z sali i oczywiście odpowiedzi mistrza.
Teraz dopiero indywidualne przyjęcia. Wchodzi się pojedynczo do małej salki. „Asystent” poleca zdjąć wierzchnią odzież i siadać sobie na stołku.
Mistrz zachodzi od tyłu.
W jednym miejscu pomaca … w drugim miejscu pogłaska wypowiadając przy tym właściwą dla potrzebującego formułkę.
Może to na przykład być tak: – „alkohol to dla ciebie jad. Koduję cię na miesiąc, dwa, pół roku, rok, pięć czy dziesięć lat … – słowem, na
ile sobie kto życzy. Nie obojętna jest tu jednak zamożność kodowanego.
– „Jeśli teraz nadużyjesz – może cię sparaliżować. Całkowicie lub częściowo.
– Jeśli zagrażać ci będzie z jakichś względów konieczność nadużycia — powinieneś natychmiast zgłosić się do mnie na „rozkodowanie”, ponieważ nikt inny poza mną zrobić tego nie może”.
Zdarza się, że jest wśród kodowanych ktoś nie całkiem jeszcze „odparowany”, wtedy w ruch idzie coś, co znane jest od dawna jako odświeżacz
jamy ustnej, natomiast w rękach mistrza jest najnowocześniejszym specyfikiem, po zadaniu którego otwieranie gęby w ciągu najbliższej godziny jest kategorycznie zabronione i niedopuszczalne.
Na koniec jeszcze po kilkusekundowej absolutnej ciszy, nagły jakiś, niemalże zrzucający ze stołka i nierozszyfrowywalny okrzyk.
Gotowe ! – Już po wszystkim !
– Jak paliłem – tak palę. – Jak wypijałem – tak wypijam.
Jak jadłem – tak jem. Jak dokuczał mi odcisk – tak mi dokucza.
Jak przeklinałem – tak przeklinam.
– Ale … nauczyłem się za to kodować.
Jeśli ktoś sobie życzy – mogę zrobić to bezpłatnie. Na miesiąc, dwa, pół roku, rok, pięć czy dziesięć lat …
– Przy czym wiem w którym miejscu pomacać … w którym miejscu pogłaskać i jaką w określonym przypadku wypowiedzieć formułkę. Oczywiście po polsku.