Dziś, o 18.00 w sali kina „Oranżeria” w ramach Radzyńskich Podróży Teatralnych, prowadzonych przez Roberta Mazurka, dyrektora Radzyńskiego Ośrodka Kultury zostanie wystawiona sztuka „Dzikość serca”, jak się okazuje – bardzo luźna adaptacja autorstwa Barry’ego Gifforda, przeciętnemu odbiorcy szerzej znana dzięki filmowi w reżyserii Davida Lyncha o tym samym tytule.

Teatr Gry i Ludzie, „Dzikość Serca”, reż. Michał Piotrowski, fot Przemyslaw Jendroska

Akcję rozpoczyna wyjście z więzienia Sailor (Katarzyna Dudek), którą na wolności wita jej ukochana Lula (Aleksandra Fielek). Dziewczyny nie mogą cieszyć się spokojem, ponieważ ich związek jest nieakceptowany przez matkę Luli (Anna Kadulska). Muszą uciekać, wsiadają do pontiaca i wyruszają na południe Stanów.

Lesbijska miłość

Wystarczy pobieżne poklikanie w sieci, by natknąć się m. in. na opis sztuki w internetowym: „Dzienniku Teatralnym”:

Spektakl w reżyserii Michała Piotrowskiego ma jedną, wydawałoby się zasadniczą różnicę w porównaniu do oryginału – skupia się na miłości nieheteroseksualnej, bo na miłości dwóch kobiet. (…)Reżyser stawia wyraźną tezę, iż miłość homoseksualna w rzeczywistości jest miłością jak każda inna i stanowi bezpieczną ucieczkę od otaczającego nas „dzikiego w sercu i dziwnego na zewnątrz świata” pełnego ludzi o złych intencjach. 

W parę protagonistek, w Lulę i Sailor, wcieliły się Aleksandra Fielek i Katarzyna Dudek, którym udało się stworzyć interesującą relację o „dzikim sercu”. Między bohaterkami zachodziła romantyczna pasja, a ta szczególnie je wyróżniała na tle pustynnego świata dziwolągów i złych ludzi. Uwagę zwracała na siebie również Oliwia Spisak, wcielająca się w postać imitującą dobrą wróżkę. Chociaż postać ta przez zdecydowaną większość czasu była na dalszym planie, dobra wróżka pozostawała w niemalże ciągłym, interesującym monologu niewerbalnym. Aktorka za pomocą gestów, wolnych ruchów swojego ciała i rozbudowanej gry spojrzeń stworzyła ciekawe zjawisko sceniczne skupiające na sobie uwagę widza.

Tak dla przypomnienia – zarówno powieść, jak i oparty na niej film był oparty na relacji mężczyzny i kobiety. Młodzi kochankowie, Sailor(Nicolas Cage) i Lula (Laura Dern), uciekają przed bandą zbirów, których matka dziewczyny wynajęła do zabicia jej towarzysza.

„Dzikość serca” także jest prowokacją, jej twórca dowodzi publiczności, że w czasach, kiedy „wszystko już było” i „każda historia została już opowiedziana”, można połączyć rozmaite elementy tych powszechnie znanych opowieści, by uzyskać nową jakość. Chodzi jednak o to, by z tymi nowymi połączeniami widza oswoić, na przykład, sprowadzając je do poziomu zamierzonego kiczu, czyli campu – zjawiska dla jednych ironicznie prześmiewczego, dla drugich zaś będącego niezbędnym elementem artystycznej oprawy istotnego przesłania. Czego to przesłanie dotyczy? Najprostszych wartości, bo to liczy się najbardziej. Oto istota postmodernizmu – nurtu w sztuce i kulturze masowej, którego „Dzikość serca” jest sztandarowym przykładem.

-brzmi recenzja na akademiafilmowa.pl

Niniejszy wpis nie ma na celu obrażanie czy „mowę nienawiści” wobec homoseksualistów. Żyjemy w wolnym kraju, gdzie nikt nikomu  do alkowy nie zagląda. Rób w swoich czterech ścianach, co ci się żywnie podoba. Preferencje seksualne nie są jednak po to, by publicznie je manifestować i w ich imię żądać specjalnych praw.

Pytanie tylko – czy dyskusyjnie pseudoartystyczne wizje, wpisujące się w obecną żywą dyskusję o LGBT, autentyczną agresję krzykliwej mniejszości (vide niesławna „Margot”) wobec większości normalnie myślących są warte wystawiania na scenie za pieniądze tych, którzy cenią i szanują tradycyjne, konserwatywne wartości?

Moim zdaniem, nie są warte.

Czym innym jest tolerowanie odmiennych orientacji seksualnych, a czym innym jej pośrednie promowanie, pokazywanie odstępstwa jako czegoś normalnego.

Tym, którzy wybiorą się na spektakl życzę jedynie, by nie wychodzili z kina z poczuciem niesmaku i świadomości, że zmarnowali kilkadziesiąt minut weekendu.

„Artystów” zaprosił przecież (nie za darmo) czynny polityk PiS-u – a każdy wyborca, kreśląc krzyżyk przy jego nazwisku miał nadzieję na ochronę chrześcijańskich wartości. Normalność wobec zalewu głupoty.

Czemu służy zamiana pary kochanków, owładniętych „dzikością serc”: Ona – On, na Ona – Ona. Pogłębieniu konfliktu, zwiększeniu rysu dramatyzmu? Nie. Powód jest przygnębiająco przewidywalny.

Tak się otwiera drzwi Złu.

Kolejny powód do wygaszenia Panu Robertowi Mazurkowi mandatu. Zaufania.