Widziałem cię na moim weselu: stałem tam sam
– ty byłaś brzemienna, bo odepchnęłaś miłość.
Następny krok był jeszcze lepszy: składałem przysięgę –
byłem tam sam, ty byłaś nieskrępowana,
bo chciałaś mieć otwarty umysł.
Gdy zapisałem już ostanie Amen – ty składałaś ręce
do modlitwy, byłem sam, bo chciałaś obcować z Bogiem.
I woda krwią się stała.
Ostatni to moje upodlenie, bo byłem sam, a ty
śmiałaś się z wszystkiego co poprzednio. Co pierwotnie.
Gdy dzieliliśmy opłatek na pół, już spadło słońce.
Odbiło się od ziemi i wpadło do nieba.