Na jej pogrzeb, który odbył się w Radzyniu 6 sierpnia 1925 roku, przyszło niewiele osób. Garstka wychowanków i bliższych znajomych. Bez pompy, bez delegacji z pracy, bez górnolotnych przemówień.

A przecież należały się jej bardziej niż wielu innymi. Była bowiem założycielką pierwszego gimnazjum w mieście. Wyniesione z ziemiańskiego domu ideały sama chciała wcielać w życie. Zaraz po ewakuacji Rosjan w 1915 roku, mając zaledwie 19 lat (sic!), wzięła na swe wątłe barki wysiłek utworzenia szkoły i ciągłej szarpaniny z niemieckimi władzami okupacyjnymi, która poważnie nadwerężyła jej zdrowie, i w efekcie zmusiła do rezygnacji ze stanowiska dyrektora w 1919 roku, po czterech latach kierowania placówką. A przecież dopiero otwierały się perspektywy dla polskiego kształcenia w wolnej Polsce. Jeszcze przez rok uczyła w Radzyniu, potem przez kolejne półtora – w Łomży.

Poważnie już chora, zupełnie fizycznie wyczerpana wróciła do Radzynia, by po kilku latach w wieku zaledwie 29 lat odejść do wieczności. W ciszy i bez rozgłosu, tak jak żyła i pracowała, gdy liczył się tylko efekt pracy a nie promocja własnej osoby.

Anonimowy uczestnik pogrzebu nie krył gorzkich słów pod adresem społeczności radzyńskiej, zwłaszcza szkolnej, która zdała się zapomnieć o tej, która przyczyniła się do powstania ważnej placówki:

Jak to? Czyż za szczytny zapał młodości, za poświęcenie się, za pracę nadmierną, która wyczerpała wątłe siły, za śmierć z tego powodu w kwiecie wieku należał się śp. Zmarłej jedynie niedbały gest milczenia ze strony tutejszego społeczeństwa od tych, dla których lub za których działała w poczuciu obywatelskiego obowiązku? Czemuż na pogrzeb zwykłego zjadacza chleba ciągną tłumy i wygłasza się o nim patetyczne mowy, gdy tymczasem za trumną człowieka czynu i zasługi zdążają tylko nieliczne jednostki? Czemuż przy składaniu Jej zwłok do ziemi na nieśmiałe wypowiedzenie kilku słów mogli się zdobyć tylko jej wychowankowie? Czemuż tylko oni?

Trudno… „Tłum prędko zapomina”… Lecz chyba w takim razie do tego tłumu trzeba zaliczyć dzisiejszych nauczycieli z gimn. radzyńskiego z p. dyr. Gutmannem na czele. Jak gdyby bowiem według umowy nie raczyli zaszczycić pogrzebu swoją obecnością. Ach, prawda, jedna z pań nauczycielek była podobno obecna (może też „okolicznościowo”).

Zresztą, śp. H. Rudnicka pracowała w ciszy, w ciszy umarła… Wyniki jej pracy i poświęcenia były i zostały dla Niej zapłatą. Pomnikiem – to głęboki szacunek i miłość byłych wychowanków dla swej Przełożonej. Umiała ona bowiem zjednać sobie na zawsze serca swych uczniów i uczennic wielkim taktem, słodyczą obejścia, przywiązaniem i macierzyńską wprost miłością w stosunku do każdego z nich. Młodzież dziwnie szybko umie odgadywać stosunek uczuciowy swych przełożonych względem siebie, umiała więc odpłacać się podobną miarą swej Przełożonej. („Podlasiak, nr. 1-2, 1926, s. 2).

Grób Haliny Rudnickiej na radzyńskim cmentarzu parafialnym, pomimo kilku wygasłych lampionów – znaku, że ktoś jednak pamięta, wydaje się chylić ku upadkowi. Litery epitafium zaciera czas. Miejmy nadzieję, że społeczność I Liceum Ogólnokształcącego w Radzyniu Podlaskim, spadkobierca spuścizny przedwojennego gimnazjum, pamięta o swej założycielce, przynajmniej w kolejne rocznice jej śmierci. Jak nikt inny nadaje się bowiem Halina Rudnicka na patrona szkoły, której podwaliny w trudnym czasie pierwszej niemieckiej okupacji położyła.

Już za 5 lat przypadnie 100 rocznica jej śmierci.

Grobowiec Haliny Rudnickiej i jej ojca Kazimierza na radzyńskim cmentarzu parafialnym.