Przyznaję, że te sześć opowieści są jednymi z najlepszych, jakie miałam okazję czytać.
Krótkie, bo krótkie, ale z dwugłosem i perspektywą narracyjną oraz jednym czynnikiem spajającym – motywem wędrówki, którego można odczytywać na wiele sposobów. O ile dla jednych będą to opowiadania, w których bohaterowie oprowadzają nas po Lublinie i pokazują swoje życie. O tyle druga grupa czytelników odczyta te lapidarne opowiastki od strony egzystencjalnej, pokazując, ile człowiek musi w życiu przejść, jakich doświadczyć emocji, odczuć, jakich wydarzeń może być częścią, by odnaleźć siebie, swoje miejsce na ziemi, dokonać podsumowań, czy porównań przeszłości z przeszłością.
Dwugłos i perspektywa narracyjna pozawala bohaterom, którymi akurat w tych opowiadaniach są mężczyźni, ich pojmowaniem oglądać otaczającą ich rzeczywistość, spojrzeć na nią z perspektywy pierwszej i trzeciej osoby. Ta pierwsza, szczerze przyznaję jakoś nie szczególnie przypadła mi do gustu. Bohaterowi rodzi się córka i towarzyszymy mu zarówno przy jej narodzinach, jak i w życiu zawodowo – rodzinnym.
Trzecia osoba narracji i opowiadanie Mój Cza to zdecydowanie klimaty, w jakich się odnalazłam. Tytułowy bohater – Józio K. wraca z Warszawy i wędruje po Lublinie, wspominając jego dawną architekturę, lokalizację poszczególnych budynków, miejsc ogólnodostępnych. To właśnie klimat, jaki lubię w książkach. Domyślam się, że to był zabieg celowy, że analogia zdarzeń, osób, miejsc i sytuacji w Lublinie dzisiejszym i tym, który jawi się we wspomnieniach Józia obrazuje upływający czas, motyw człowieczeństwa, bo w gruncie rzeczy Józio może wywoływać w nas mieszane uczucia, szczególnie, jeśli odnosimy się do ostatnich sekwencji opowiadania.
Wędrówki Józia K. to przyjemne w odbiorze mini opowieści, których cechą wspólną jest motyw wędrówki. Sugestywne, pełne emocji, z wyrazistymi bohaterami, intrygującym klimatem w tle przestrzeni. Polecam!