Nie sposób w tym miejscu, przechadzając się wieczorem cichą i spokojną ulicą Wesołą oddalić od siebie iście refleksyjne choć skądinąd nad wyraz banalne stwierdzenie, iż między przeszłością, a przyszłością nie ma próżni.
– Jest jedno krótkie mgnienie, które nazywamy życiem.
A kiedy ten pędzący z zawrotną prędkością ekspres zatrzyma się choćby na moment i znajdziesz chwilę by się za siebie obejrzeć – cóż zobaczysz ?
– Zobaczysz barwny panoramiczny film z sobą samym w roli głównej i na własne życzenie bez żadnego filtra, bez żadnej cenzury – ot po prostu tak – obejrzysz go dla samego siebie.
Jeśli już tak dla samego siebie dostrzeżesz w nim jakieś pozytywne akcenty, wtedy jesteś niezmiernie dumny, bo przecież zrobiłeś coś takiego czego nie zrobili inni, a w najskrajniejszym już przypadku dochodzisz do wniosku, że od tych innych przynajmniej gorszy nie jesteś.
Dla samego siebie także spróbuj raz jeszcze przejrzeć na zwolnionych kadrach niektóre parszywe epizody w jakich przyszło ci kiedykolwiek uczestniczyć.
– A cóż to takiego ?… – powie ktoś.
Co nam proponujesz ? – Rachunek sumienia – jeśli sam grzeszysz jak najęty ?
– Pouczasz ? – jeśli sam głupi jesteś jak lewy Bolka trampek …
Moralizujesz ? – jeśli sam zdemoralizowany jesteś do szpiku kości …
– To prawda. Nie ma ludzi bez grzechu. – Od biskupa – po skazańca.
Mądrzejszy też nikt nie umiera niż się rodzi.
„Przyznanego” stopnia inteligencji nikt przeskoczyć – jako człowiek – nie może. Może być tylko bogatszy o doświadczenia, a bardziej czy mniej właściwy stosunek do życia kształtuje dana mu wrażliwość oraz umiejętność wnikliwej obserwacji i wyciągania odpowiednich wniosków.
– Czy może człowieka zdemoralizować świat ?
Oczywiście nie może. Zdemoralizować człowieka może tylko jego własna słabość.
– A może warto spróbować postawić się między innymi ? To znaczy tymi, którzy starają się oddalać od siebie wszystko to co miłości
dalekie … – Miłości tej, która jest z nami od początku istnienia, a dostrzegana – – wielobarwną tęczą przesłania całą tą „przepiękną” obrzydliwość codziennego życia jakie sami sobie właśnie tak ustawiamy.
– Czyżby nie stać nas było na coś więcej niż ewentualną zwykłą wzajemność ? A przecież całkiem za darmo otrzymaliśmy zdolność by kochać – także bez żadnych gratyfikacji niebo, ziemię i ludzi.
– Morze … – Ładne piosenki … – I … słoneczne dziewczyny.
Zwłaszcza wtedy, gdy „idzie na życie” i gdy wesołym gwarem tętni ulica Wesoła w latach sześćdziesiątych ubiegłego stu … i tysiąclecia, kiedy to w dawnym okazałym domu państwa Kowalczyków mieściła się dość licha w salony, jednakże niezwykle bogata we wszelkie kameralne i nie tylko … wydarzenia, przytulna kawiarenka pod „geesowskim” szyldem.
„Niezapominajka” dane jej było, choć personalia „chrzestnych” z pewnością trudno byłoby w dniu dzisiejszym ustalić.
Od ulicznego chodnika, przez niezbyt wygodną, ograniczoną dwoma ceglanymi słupkami żelazną furtkę, wiodła wąska alejka wyłożona trotuarem i okryta przesłaniającymi niebo gałęziami starych jabłoni, które nisko pochylone zmuszały wręcz co wyższych do głębszego ukłonu niż wymagali tego niezwykle spostrzegawczy i wszechobecni nauczyciele tutejszego Ogólnokształcącego Liceum. – A jacyż w owej dobie przewijali się tam goście … ? !
Byli oczywiście i stali bywalcy ale zdarzała się i to dość często tajemnicza obecność przejezdnych i przyjezdnych płci obojga.
– A kto to taki ? – A skąd to taki ?
– A do kogo ona ? – A na jak długo ten tam … ?
Zwijały się jak w ukropie z kołnierzyczkami i fartuszeczkami sprytne paniusie niosące na tackach najróżniejsze to i owo w tamtą i z powrotem, pierdział coś z pocztówkowych płytek gramofon, pachniało kawą, tytoniem i słodkimi alkoholami.
Zahartowani w przeróżnych „bojach” koccy „bohaterowie” z krzywymi i czerwonymi od wódki nosami, operowali dość donośnie nieoperowymi, plugawymi wiązankami, intonowali bardzo niemoralne zabeczanki lub zaryczanki, puszczali bąki, gryźli szklanki … – Natomiast wyraźnie spuszczali z tonu wtedy, gdy pojawiali się ci przejezdni lub przyjezdni właśnie.
– A jakież rozkoszne bywały w tej budzie dziewczyny… ! ?
– Ho ! – Ho !
– A i w całym świecie takich nie znajdziecie !
Wpadał tam także czasami w celu ust zwilżenia pewien starszy pan.
– Taki – widać z wyższych sfer, bo ładnie ubrany, energiczny … i nigdy nie siadał. Podawać sobie kazał gram pięćdziesiąt miętowego likieru.
Ale kiedy wypijał to tak się krzywił … tak się wykrzywiał … tak się skręcał, tak się wykręcał, tak po cichu paskudnie przeklinał, … że to niby takie niedobre, – takie ścierwo obrzydliwe i wstrętne … – po czym prosił o repetę i z identyczną dezaprobatą wychodził.
– Czy jeszcze za drzwiami kontynuował standardowy monolog ?
Cholera jego wie. Ciemno było. Nikt go nie śledził.