To miasto szachistów. Zwłaszcza jednego. Szybkim krokiem przemierzał ulice i korytarze liceum, w którym uczył matematyki.
Oderwany od przyziemnych spraw, nie był wybredny w kwestiach kulinarnych. Krążyły opowieści o tym jak to zamówił w miejskiej restauracji na pierwsze danie kapuśniak a na drugie bigos. (w tej samej jadłodajni, w której pani szatniarka o nazwisku Kot podczas bójek wzywała milicję wierszem;” Tu Herbowa, mówi Kotowa, przyjeżdżajcie, zamykajcie.”) Ekstrawertyczny typ szalonego naukowca. Jakby w jego korpulentnym ciele zamieszkali na raz wszyscy „Genialni” ze szkoły lwowskiej- Banach, Steinhaus, Ulam, Mazur. Lubił popisywać się dokonywaniem w pamięci obliczeń na dużych liczbach, finezją gry na czarno-białych klawiszach akordeonu i kunsztem w królewskiej grze na 64 czarno-białych polach. Gdy już ograł śmiałków, odwożących się stanąć przeciw niemu do symultany snuł opowieści o swych sukcesach na 64 polach. O największym triumfie-jak to on-prowincjonalny nauczyciel i amator ograł Michaiła Tala-”czarodzieja z Rygi” radzieckiego arcymistrza, który-na swoją zgubę – był zawitał niegdyś do Radzynia.
Geniusz-Eugeniusz.
A w ślad za mistrzem podążali uczniowie. Po nauki-do „Jedynki”, ZSZ,TM. lub LO zlokalizowanych na północ od pałacu, pomnika i rynku, tworząc kwartał edukacyjny godny dzielnicy łacińskiej. Marsz wesołych skazańców, przeznaczonych do ośmioletniej odsiadki w ławkach podstawówki, do trójpolówki ZSZ, quadrivium LO lub pentagram TM. Kolorowy orszak przyjezdnych wypluwanych z czeluści PeKaeSów mieszał się z miejscowymi, zdążającymi z „Bulwar” i „Zabielskiej” Co ranka przed ósmą nastoletnie strumyki zlewały się w jedną większą rzekę, rwącą ku wiedzy, opływając kamienne stopy szarego bałwana. A ten-jak na bałwana przystało-ciągle zimował w tej samej klasie. Robotniczej. A nieco dalej jego antyteza Nieopodal stał niewysoki walec, pokryty okrągłym daszkiem. Słup ogłoszeniowy, jakich wiele w każdym mieście. W odróżnieniu od koślawego, niepotrzebnego monumentu-zgrabny i użyteczny Mądry gnom. Zawsze na czasie, dobrze poinformowany w miejskich sprawkach, drobnych ogłoszeniach, aktualnym repertuarze kina lub zbliżającym się koncercie,. Z jego wypukłej powierzchni krzyczały radosne anonse o nadejściu cyrku. Lub smutno milczące anonse o czyimś odejściu: czarno-białe nekrologi.Jako tablica ogłoszeniowa konkurowała z nim biel parkowego muru. Jasna powierzchnia wapiennej carte blanche kusiła aby coś na niej napisać:-nazwę ulubionego zespołu, imię ukochanej dziewczyny, krótki wulgaryzm lub dłuższe antysystemowe) hasło..Na przykład takie:
DIABEŁ STWOŻYŁ ARMIĘ A BÓG DEZERTERA
Łamigłówka ortograficzna: czy brakujące „r” wstawić między czwartą a piątą czy drugą a trzecią literą felernego słowa?Podczas gdy po drugiej stronie tej Alei Dyzortografików, na żółtej ścianie szkoły zawodowej anonimowy autor hejtu skierowanego do nieznanego Mariana/Mariusza? zredukował ilość liter do niezbędnego acz zrozumiałego minimum:
MAŃEK HAMIE!
zdj.: Jarosław Matuszewski