Czytając relacje na przykład o męczeńskiej śmierci Jana Rostworowskiego w Groß-Rosen można znaleźć informację, że ten czy inny niemiecki oprawca słuchał sobie podczas „pracy” dzieł Wagnera. Że „lubił” go słuchać. A mnie się wydaje, że oni się tym Wagnerem programowali, że musieli go słuchać, bo gdyby tego nie robili byliby innymi ludźmi, mniej niemieckimi. Poczucie wspólnoty artystycznej, wspólnoty gustów zastąpiło złamaną w 1648 roku wspólnotę etniczno-wyznaniową. A przecież zasada cuius regio eius religio była pogwałceniem sumień poddanych wedle gustu ich władców. To jednak okazało się zbyt mało dla mobilizacji społeczeństw protestanckich. Chrześcijaństwo jest szczytem historii religii, kończy okresy walk pomiędzy bóstwami. Chcąc więc nawrócić społeczeństwa protestanckie na walkę z katolickimi „papistami” należało, poprzez idee rasy, mitu, walki o byt biologiczny wskrzesić epokę przedchrześcijańską w umysłach ludzi.
Piewca polityczności Baroku, Karol Stefan Frycz zginął, jak się nie mylę, w Oświęcimiu w 1942 roku. Jeśli oprawcy puszczali sobie wtedy Wagnera…