Około połowy wakacji organizowane były przez księdza wielkie olimpijskie manewry. Mogli brać w nich udział wszyscy ministranci bez podziału na grupy wiekowe, wagowe, wzrostowe itp.

Po przyjęciu udzielanych mi przez księdza Józefa licznych lekcji trudnej sztuki wieczorowego pływania po głębokich wodach „Cypla”, wytypowany zostałem jak wszyscy inni zresztą do wielkiego biegu.

Był to dystans stu, a może dwustumetrowy – licząc metraż w obie strony oczywiście.

Wobec braku jurysty kontrolującego półmetek, co sprytniejsi zawodnicy pokonywali dystans w znacznie krótszym od przewidywanego czasie.

– Ale jakie to mogło mieć znaczenie w sytuacji, kiedy przeznaczoną na nagrody dwukilogramową torbę cukierków zjadaliśmy wspólnie, solidarnie i zgodnie.

Zupełnie inny charakter i nastrój miały adwentowe przygotowania do wielkich przedstawień jakie odbywały się w okresie od Bożego Narodzenia do Święta Matki Boskiej Gromnicznej i nazywały się Jasełkami lub Misterium Kolędowym.

Niezwykle pieczołowicie przygotowywał ksiądz Józef do swoich ról pastuszków i aniołków … recytatorów i narratorów.

Wszystkie dziewczynki i dziewczyny, chłopczyków i chłopców aby spektakle mogły uzyskać swój właściwy, to jest najprawdziwszy, najuroczystszy i najbardziej pobożny charakter.

– I choć ręce widowni mogły same składać się do oklasków – to nie klaskało się wtedy w kościele.

Nie zapominał też nigdy ksiądz Józef o pączkach, cukierkach, jabłkach i herbacie. Śpiewaniu kolęd i piosenek oraz o wszelkich serdecznościach mobilizujących do udziału w następnych cyklach misteriów powtarzających się co roku.

– Jak dzisiaj wskrzesić ten piękny, święty i pożyteczny obyczaj, który w najprostszy, bezpośredni i najbardziej dla wszystkich zrozumiały sposób ożywiał w miejscu świętym najprawdziwsze słowa samych Ewangelistów i Proroków.

Jak przywołać bez modnej dziś abstrakcji i symbolizmu ewangeliczne postaci ? Przecież tak bardzo autentycznym wydawał się być pastuszek, który choć z wąsami domalowanymi nadpalonym korkiem nie przynosił poczucia jakiejkolwiek sztuczności.

Czy anioł z wiklinowymi skrzydłami pokrytymi białym płótnem lub bibułą … Król … czy Święty Józef z przyprawianą na gumce lnianą lub konopną brodą …

Drewniany żłóbek z Dzieciątkiem stojący przed ołtarzem w otoczeniu ogromnych choinek …

– Nie ! – To Betlejem nie mogło znajdować się gdziekolwiek indziej.

Ani nie na bliskim, ani nie na dalekim wschodzie.

Ani w Ameryce, ani nawet w Rzymie.

To było na pewno tu !

Dokładnie w tym kościele ! – Dokładnie w tym miejscu !

– To dzięki Niemu właśnie słowo kapłan nigdy nie kojarzyło mi się z zawodem, z profesją, a z najsumienniejszym wypełnianiem nadanego powołania.

To dzięki Niemu, służbę Świętości pojmuję jako „służbę świętości poprzez służenie bliźnim”.

Dzięki Niemu świętością nie może być marmurowy pomnik w pobliżu cmentarnej kaplicy lecz widniejące na nim słowa;

” Będę Cię wielbił Boże mój i Królu „

Wielbi Go na pewno. Pan nikogo nie pozbawia szansy.

– I żyje gdzieś – jak żyje pamięć o Nim.