W widłach szos

tchnieniu portów

mrowia żółtych kutrów

długim cieniu wielkich miast

tam gdzie niegdyś buksowały czołgi.

 

W siodle

rzutem z jezior

falującej składni

pomorski kurz i pajęczyny

co wieczór na masztach kamienic taklowane.

 

W drodze

na tranzytowym szlaku

bez mrugnięć męczenników bilbordów

pod ochroną błysków rozpędzonych szyberdachów

tętna zdań w nieustannym napięciu światłowodów.

 

W stronę plaż

po sól przyboju

niewypowiedzianego horyzontu

powłóczystych spojrzeń fok i martwych morświnów

na mieliznach metrum o przyspieszonym biegu.

Dariusz Bednarczyk