Kolejna karta z dziennika Anny Sapieżyny mówi o sytuacji w jakiej znajduje się sejm, obradujący w Zakroczymiu. Na plan pierwszy wysuwają się przemyślenia dotyczące panującej sytuacji w kraju.
Piątek 30 września [1831 r.]
Dużo cierpiałam. Był [Ignacy] Prądzyński, który mi przywoził gazety z Zakroczymia. Czytając te gazety to się robi żal i politowanie tak jak na wariancie. Wszystko piszą o Polsce całej, niepodległej, wychwalają męstwo posłów, że obrady sejmowe trzymają w Zakroczymiu z nieugiętością umysłu. Uważają zwycięstwo za pewne, a są bez żadnych zasobów ani możliwości prowadzenia boju, otoczonymi niezmiernie liczniejszymi [oddziałami] nieprzyjaciela. Nieugiętość charakteru, wytrwanie w nieszczęściu są przymiotem wielkich dusz ale obok tego powinien być rozsądek, pewna zasługa czynności i powinny się brać środki jakie tylko są w możności człowieka do ocalenia. Wtenczas człowiek obrawszy najlepszą drogę idzie w niej z wytrwałością.
Ale sejm nasz nic nie skalkulował nie obrał żadnych środków roztropności. Z dziecinnym zaślepieniem już nawet po wzięciu Warszawy kiedy można było zwrócić się ku Wołyniowi lub Litwie, gdzie wojsko mogło się połączyć z korpusem [gen.] {Girolamo] Romarina i miało obszerne kraje przed sobą a przez to mogło jeszcze jakiś czas się utrzymać. Obrócił się ku Płockowi gdzie nieprzyjaciel jak w łapce ich trzyma otoczonych. W takim okropnym położeniu nadęte deklaracje są pomieszaniem zupełnym zmysłów.