Niczym zwierz spłoszony przystanął na śniegu
spadł jak ptak którego postrzelono w skrzydło
dookoła ludzie życie w ciągłym biegu
dla niego świat się zatrzymał życie mu obrzydło
Przed bramą kościoła o chleb prosi nachalnie
przechodnia który z jego nędzy szydzi
być może Bóg kiedyś go przygarnie
on teraz murów i wiernych się wstydzi
Jednak nie będzie mu już wstyd
gdy otulony wiatrem zaśnie przed bramą
rankiem przeliczy grosze powie git
i walkę z biedą zacznie tę samą
(Wianek z myśli)