Chapman przyglądał się temu dziwnemu człowiekowi. Usnął? Wyglądał na wariata, a z takimi lepiej mieć się na baczności. Przysunął się bliżej okna. Marynarkę położył obok siebie, w kieszeni czekała jego koleżanka Beretta. Zamknął Biblię – z czytania psalmów i tak już nic nie będzie, ale pociągnął łyk whisky.

– Wieźli mnie gdzieś. – nieznajomy wyrwał się z odrętwienia. – Jechałem suką, z tyłu na pace, obok mnie dwóch tajniaków, nawet zapalić nie dali. Pewnie chce pan wiedzieć, gdzie wieźli?

– Nieznajomy spojrzał na Chapmana, który uniósł brwi i wykonał gest, mający oznaczać, że chce jak najbardziej. – A gdzie mogą wywozić w Rosji? Za Ural, na Syberię. Tak. Tłukliśmy się tą ciężarówką, pewnie na lotnisko. Coraz bardziej się denerwowałem. Pytałem, co się dzieje, bo przecież nic złego nie zrobiłem. Chciałem wyjść, a nie dawali. I nagle coś we mnie wstąpiło. Poczułem moc, jakiej wcześniej nie znałem. Nawet dziś nie wiem, co tam się działo, w tym samochodzie, ale pamiętam, jak ci dwaj, starzy czekiści, patrzyli na mnie i patrzyli, i oczy im się otwierały coraz szerzej. W końcu jeden sięgnął po pistolet. Machnąłem ręką i wyleciał razem z drzwiami. Drugi zaczął krzyczeć, rzucił się na mnie. Złapałem go za mordę i stopiła mu się skóra. Wyskoczyłem z samochodu. Ktoś do mnie strzelił. Poczułem mrowienie w kręgosłupie, pod karkiem.

Nieznajomy przerwał, rozpiął kurtkę i nachylił się do Chapmana. Nie było żadnego śladu tam, gdzie pokazywał ten dziwny, szalony człowiek.

– Wszystko zniknęło, rozpłynęło się samo. Nie ma śladu, a przecież dostałem tak, że powinienem już nie żyć. Biegłem. Skręciłem w jakąś uliczkę, słyszałem tupot nóg, dopadłem do furtki. Usłyszałem pieśni, pchnąłem drzwi, byłem w cerkwi. Kiedy zobaczyłem batiuszkę, podbiegłem do niego i zacząłem udawać, że się spowiadam. Przykrył mnie stułą, było dużo ludzi, minęli mnie. Potem się tam ukrywałem. W telewizji zobaczyłem swoje zdjęcie. Mówili, że uciekłem z więzienia, jestem niebezpieczny, że siedziałem za gwałt na nieletniej i rozbój. Batiuszka zapytał, o co chodzi, to mu wyznałem, że byłem strażakiem z Czarnobyla i teraz ściga mnie KGB, nie wiem za co. O tym, że mam jakąś dziwną siłę w sobie, nie wspomniałem, Boże przebacz – szepnął i przeżegnał się.

Drzwi się uchyliły i stanął w nich młody, czerwony na twarzy mężczyzna, w rozpiętej do trzeciego guzika koszuli i bordowej kamizelce.

– Do jedzenia, do picia coś? – spojrzał na obu pasażerów. Chapman pokręcił głową.

– Nie mam pieniędzy – powiedział brodaty. Kelner już miał zamykać drzwi, a wtedy Chapman sięgnął do kieszeni.

– Poproszę kanapkę i colę – kelner jeszcze raz spojrzał na brodatego, który znów zastygł w bezruchu. – Kanapkę i colę, proszę – powtórzył Chapman, a kiedy drzwi się zamknęły, położył jedzenie obok towarzysza podróży