Rozdział XXIII

Nazajutrz w samo południe Michał wraz z Walentym powrócili do Niemieży, przywożąc z Wilna trumnę dla Azeji. Michał wyszedł z karety, której tylna część została wymontowana, po to, aby przez otwór można było załadować trumnę. Gdy stanął przed powozem, łzy pojawiły się w jego oczach, ale szybko opanował wzruszenie i zwrócił się do sługi.

-Pomóż mi Walenty zanieść trumnę do środka.

-Już idę, aby zanieść trumnę do środka. – Po chwili pochwycili trumnę i wolnym krokiem podeszli do drzwi. Widząc to matka Azeji, która obserwowała ich przez okno, ruszyła z miejsca i pospiesznie otworzyła im drzwi. Zaraz też trumna znalazła się na środku izby, obok łóżka, na którym spoczywało ciało Azeji. Następnie Michał uniósł wieko trumny i wyjął z niej czarną aksamitna suknię.

-To dla Azeji na ostatnią drogę. Przebierz ją pani w tę suknię, a ja poczekam przed domem. – Matka Azeji wzięła więc suknię w ręce i zaczęła jej dotykać.

-Prawdziwy aksamit. Azeja nigdy takiej nie miała. – Michał jednak nic nie odpowiedział, tylko wyszedł przed dom i usiadł na schodach.

-Zanosi się na burzę panie – oznajmił Walenty.

-A niech leje w pierony. Może być nawet potop – odparł zrezygnowany Michał. Po chwili dostrzegł wystającą za rogu domu Helenkę Kryczyńską. I gdy tylko uśmiechnął się do niej, ta zbliżyła się do Michała i zapytała.

-Gdzie Azeja będzie pochowana?

-A gdzie byś ją pochowała?

-Najlepiej na naszym cmentarzysku – odparła Helenka.

-Tylko, że Azeja była katoliczką i pochowam ją po katolicku.

-Tylko, czy spodoba się to matuli Azeji?

-Gdybym się nie słuchał matki Azeji, tylko zabrał ją do siebie, to teraz by żyła.

-A mogę pójść za trumną Azeji?

-Możesz, ale tylko do lasu, a później musisz wrócić do domu – oznajmił stanowczo Michał.

-Dobrze panie Michale – i usiadła na schodach obok niego.

Siedzieli tak w milczeniu przez kilka minut, aż w końcu otworzyły się drzwi od izby, w których stanęła Sękowiczowa.

-Azeja już jest przebrana i uczesana. – Po tych słowach Michał powstał i wraz z Helenką weszli do środka izby. Dziewczynka rozpłakała się od razu i zaczęła ściskać rękę Azeji, aż w końcu zwróciła się do klęczącego obok trumny Michała.

-Azejka zawsze chciała mieć suknię z aksamitu. – Michał przełknął ślinę i stanowczo przemówił.

-Idź i czekaj przed domem. – Helenka posłusznie opuściła izbę, a wtedy Michał zwrócił się do Sękowiczowej. – Ciało jest już tak napuchnięte od wody, że z pogrzebem nie ma już co czekać.

-A gdzie chcesz panie kasztelanicu ją pochować?

-Myślałem o Wilnie, ale tam jej nie pochowam. Znam dobrze proboszcza z Rudominy i pochowam ją na tamtejszym cmentarzu.

-A nie tutaj w Niemieży.

-Tutaj jest wasz cmentarz, a Azeja była katoliczką i pochowam ją po katolicku.

-Zrobisz panie jak uważasz. W końcu Azeja była ci panie przeznaczona – odparła Sękowiczowa. Po tych słowach Michał uklęknął i ucałował dłoń Sękowiczowej, która zmieszała się jego zachowaniem.

-Nie potrzeba tego panie.

-Po pogrzebie Azeji przyjadę pani do ciebie i przywiozę ci trochę pieniędzy.

-Nie potrzebuję żadnych pieniędzy.

-Mnie też już nie będę potrzebne. Azeji już nie pomogę, ale tobie pani mogę jeszcze pomóc.

-Ja sobie poradzę – odparła Sękowiczowa i ponownie się rozpłakała.

-Przyjadę tu za kilka dni, bo muszę przyjechać – i spoglądając na Azeję, na chwilę się rozpłakał. – Pożegnaj się pani z córką, a ja idę po Walentego, żeby zabrać trumnę – i po tych słowach opuścił izbę.

Kilka minut później trumna została załadowana do karety, do której Michał przybił małą metalową tabliczkę z napisem: „Azeja z Sękowiczów Kossakowska”. Następnie kareta z wystającą trumną ruszyła z miejsca, za którą poszedł Michał wraz Helenką. Szli wolnym krokiem w milczeniu, aż do skrzyżowania dróg opodal lasu, gdzie Michał przemówił.

-Zatrzymaj się Walenty – i zaraz też kareta z trumną stanęła w miejscu. – Dalej pójdę już sam – zwrócił się do Helenki.

-A mogę jeszcze kawałek.

-Wracaj dziecko, bo deszcz coraz większy.

-A przyjedzie pan kiedyś jeszcze do nas?

-Przyjadę za kilka dni i coś ci przywiozę – oznajmił Michał próbując się uśmiechać do Helenki.

-Ja nic nie chcę, tylko niech pan przyjedzie.

-Przyjadę – wówczas Helenka skłoniła się przed nim i pobiegła w stronę domu. – Ruszaj Walenty – i po tych słowach kareta ruszyła w stronę pobliskiej Rudominy, która należała do ówczesnego kasztelana wileńskiego Macieja Radziwiłła. Wkrótce potem deszcz rozpadał się na dobre, a następnie rozpętała się straszliwa ulewa. Michał jednak nie zważał na nic, tylko ze spuszczoną głową podążał za karetą, spoglądając od czasu do czasu na wystającą z pojazdu trumnę z ciałem ukochanej. Po blisko dwóch godzinach drogi kondukt żałobny dotarł pod drewniany kościół w Rudominach. Tam Michał skierował się do budynku miejscowej plebanii i mocno uderzył w drzwi. Po chwili pojawiła się starsza kobieta, która była służącą miejscowego księdza.

 

ciąg dalszy za tydzień