Szarzyzna, czyli Szary i polszczyzna” cz. VIII
A
A to pierwsza litera alfabetu. Kiedy zestawiam ją z kolejnymi literami: B i C, zaznaczam w ten sposób, że mam na myśli rzeczy elementarne z danej dziedziny, na przykład: ABC dobrego wychowania.
Kiedy natomiast kontrastuję literę A z ostatnią literą alfabetu – Z, sygnalizuję, że mówię o wszystkim od początku do końca, niczego nie opuszczając, czyli od A do Z. Zdublowane A to skrót wspólnoty Anonimowych Alkoholików – AA, potrojone zaś i wydłużone nieco, jest przyjemnym przyśpiewem kołysankowym, np.: „A…a…a… kotki dwa, szare, bure obydwa”.
Dodając prefiks A do wyrazów podstawowych – zaprzeczam – mówiąc o braku czegoś, na przykład: amoralny, alogiczny czy asymetryczny. A jest także pierwszą literą mojego imienia. Pamiętam lekturę z dzieciństwa – „Akademię Pana Kleksa” Jana Brzechwy, na której kartach wszyscy niemal bohaterowie mieli imiona zaczynające się właśnie na tę literę.
B
Jak się powiedziało A trzeba powiedzieć B. Potoczna wymowa tej litery kojarzy mi się z dziecięcym wartościowaniem negatywnym, w takim kontekście, że coś jest cacy, czyli dobre i właśnie be, czyli złe. Podwojenie tego fonetycznego wykładnika wartości, przenosi natomiast moje luźne asocjacje, z dziedziny aksjologii do zoologii. Staje się bowiem onomatopeją zwierzęcia, nie wartościowanego zbyt pozytywnie, jakim jest baran, który wydaje z siebie odgłosy przypominające właśnie coś w rodzaju be, be…
B poza przyjemnymi transcendentnymi i familijnymi skojarzeniami z: Bogiem, bliskimi, bratem i babcią, której imię rozpoczyna się w dodatku na literę b (Barbara) nasuwa mi generalnie negatywne konotacje. Daje bowiem początek tak przykrym w swym znaczeniu słowom jak: bieda, bicie, ból oraz bandyta. Przywodzi mi na myśl coś złego i niekompletnego: błąd, bezmyślność, bezrobocie, bezdomność czy brak odpowiedzi.
C
C to czwarta litera polskiego alfabetu. Ale to nie tylko litera, to także cyfra rzymska oznaczająca 100. To pierwszy dźwięk gamy C – dur i skrót formy dopełniacza od słowa „Celsjusz”, czytany jak cała ta forma, używany po liczbie stopni, w których podaje się temperaturę, zwykle w tekstach meteorologicznych. Temperatura maksymalna w dzień 27 st. C.
C kojarzy mi się z czymś nieokreślonym, bo C o przecież czary, cud, coś, cokolwiek. C ma w sobie mnóstwo wątpliwości: czy? co? czemu? czyj? czego? Jest też dla mnie synonimem przemijalności: chwila, czas, cmentarz. Czasem kojarzę C z kolorami: cytrynowym, czerwonym i wreszcie czarnym.
„Pierwodruki i przedruki”, Radom 2010.