Oto, w miasteczku R. guberni siedleckiej, o kilka mil od stacji Łukowa, więc dość blisko nas, rezyduje cadyk chasydowy[1], w którym, jeśli nauka o wędrówce dusz niezupełnie jest błędną, to nikt inny, tylko duch ongi wielkiego inkwizytora Torkwemady[2] się odrodził. Ma to być człowiek nie zupełnie nawet ogołocony ze świeckiej wiedzy, a większy jeszcze zwolennik świeckich uciech i przyjemności, ale fanatyk-despota, któremu równego roczniki chasydyzmu nie łatwo wykazują. Cadykowskiej jego jurysdykcji podlegają tysiące miejscowych i okolicznych wielbicieli, a niezażegnany panuje antagonizm między kacykiem w R. i jego falangą, a kacykiem w nieopodal leżącym Kocku[3] i jego adherentami, antagonizm, który za lada sposobnością tworzy sobie ujście w burdach i bijatykach, w bóżnicach, sztyblach[4], na ulicy itp. I tak np. jeżeli rebe w R. postanowi kogo skarcić, a ten ktoś, uchodząc przed jego pogonią, znajdzie opiekę u rebego w Kocku, to falanga z R. napadnie pięknego dnia bóżnicę chasydową tej rezydencji, wytłucze wszystkie szyby i rozpocznie bój na kułaki, któremu tylko policja jest w stanie kres położyć.

A cadyk w R. umie ścigać nieuległych mu śmiałków z bezprzykładną srogością.

Zbyteczne byłoby powiedzieć, że w rezydencji cadyka nikt, nawet ze szczupłej garstki nienależących do jego rzeszy, nie posuwa się aż do niesłychanego zuchwalstwa żyć na stopie postępowej, kształcić swe dzieci itp. Znajdują się wszelako jednostki, które niekiedy w poufnym kółku, dają się słyszeć ze słowem szemrania przeciwko despotycznym rządom cadyka. Oto, jednego z tych malkontentów rebe dotknął niedawno swą karcącą prawicą. Gdy narodziło mu się dziecię płci męskiej, cadyk nakazał pod surową karą wszystkim mohelom (wykonującym obrzęd przymierza), nie tylko w mieście, ale w dalekim promieniu dokoła, by nie ważyli się na dziecku odstępcy aktu obrzezania dopełnić. Biedny ojciec (poczciwy rzemieślnik), nie mogąc nikogo w okolicy nakłonić do wprowadzenia potomka jego w przymierze abrahamowe, zmuszony był z ośmiodniowym niemowlęciem, podczas srogiej zimy, udać się do miasteczka o kilka mil odległego, gdzie zdołał wynaleźć kogoś z adeptów kockich, co w ukryciu obrzęd wykonał. Później, gdy rzecz wyszła na jaw, miała miejsce z powodu tego straszliwa między spodlonymi służalcami obmierzłych zelotów bijatyka…

Rebe w R. jest samowolnym panem sumienia swych czcicieli. On daje im absolucję z góry, ba, w sporach między nimi nakazuje, na korzyść strony faworyzowanej, różne robić malwersacje, fałszywie świadczyć etc.

I biada tym, którzy mu się sprzeciwią. Cała średniowieczna zbrojownia stoi przed cadykiem otwartą, by buntownika ukarać, a broń, którą rebe najłacniej macha – to cherem (klątwa).

Świeżo spadł cios na jednego z poczciwców miasta R., który miał nieszczęście czymś dotknąć rebego. Rzucił nań zrazu klątwę pierwszego stopnia, to jest mniej obostrzoną. Gdy jednak biedak niechętnie poddawał się anatemie, i będąc żałobnikiem (awel), chciał wedle zwyczaju nabożeństwo w bóżnicy odprawić, gdy chasydzi nie dopuszczali go do tej funkcji jako wyklętego, i stąd wszczęła się kłótnia w modlitewni, wtedy cadyk, zgorszony, umyślił klątwę na śmiałka rzuconą obostrzyć wszelkimi [znamionami] grozy, jakie zabobon średniowieczny wymyślić zdołał. Wezwał mianowicie z okolicy kilku rabinków[5] przezeń kreowanych, i pospołu z nimi, w bóżnicy, przy zapalonych czarnych świecach, przy noszach, na których umarłych wynoszą, pośród odgłosów szofaru, rzucił klątwę, nie tylko na wspomnianego oponenta, ale na wszystkich tych, którzy przeciwko rebemu powstają – klątwę pełną przekleństw i złorzeczeń, od których włosy na głowie się jeżą…

Klątwę tę spisano dużymi literami na pergaminie i przesłano wyklętemu, a w nocy przylepiono kopię jej na drzwiach jego sklepu, dla wiadomości przechodniów, by wyklętego i domu jego jak zapowietrzonych unikali.

Dotknięty tym cheremem biedak, zamierza sprawę przed sądami wytoczyć.

Czyż podobna, aby takie rzeczy dziś jeszcze, tuż, obok nas się praktykowały? – powie niejeden z czytelników. Toć to opowieść z dziejów średniowiecznego fanatyzmu! – A jednak prawda to, niestety, prawda w najdrobniejszych szczegółach. Samiśmy otrzymali zgodne o opowiedzianych tu sprawkach rebego w R. korespondencje, a obszerniejsze jeszcze i bardziej szczegółowe mieszczą się w ostatnich numerach hebrajskiego czasopisma „Hamelitz”[6].

Czyż nie grzechem byłoby, grzechem względem wiary naszej, przez fanatyków tych bezczeszczonej, grzechem względem nas wszystkich, których z zelotami tymi i ich czeredą solidaryzują – omijać te fakty milczeniem, nie piętnować ich hańbą i pogardą, na jaką zasługują?


Przypisy:

[1] Gerszon Henoch Leiner (1839-1890).

[2] Tomas de Torquemada (1420-1498) – postać symboliczna dla hiszpańskiej inkwizycji, inicjator dekretu o wygnaniu Żydów z Hiszpanii.

[3] Jaakow Jehoszua Morgensztern (1836-1907).

[4] Szibl, sztybł, sztibel – modlitewnia żydowska, często pokój lub specjalne pomieszczenie w budynku mieszkalnym.

[5] Osoby nie mające wykształcenia rabinicznego, lecz mogące sprawować niektóre funkcje rabiniczne. Najczęściej rabinowie mieszkali w małych wsiach i wioskach, czyli tam, gdzie dostęp do autorytetu religijnego był ograniczony. etc.

[6] „Ha-Melitz” – pierwsze hebrajskojęzyczne czasopismo żydowskie wydawane w imperium rosyjskim (Petersburg).  

 

Źródło: P., Swawola zaściankowego zeloty, „Izraelita”, nr 39/1879, s. 1-2.