„Szarzyzna, czyli Szary i polszczyzna”, cz. II.
Rozpoczynam ów tekst z nadzieją (spodziewając się), że nie zawiodę Waszej nadziei. W nadziei (przewidując), że zostanie opublikowany, przygotowałem tekst o różnych użyciach wyrazu nadzieja. Jest nadzieja (można przypuszczać), że będzie przydatny w codziennej komunikacji językowej.
Mam nadzieję (liczę), iż wiecie, że nadzieja, jako oczekiwanie spełnienia się czegoś pożądanego, której synonimami są ufność i otucha, a antonimem – zwątpienie, pojawia się w słownikach etymologicznych od wieku XIV. W dobie staropolskiej forma „mieć nadzieję” miała – śmieszące dziś nieco – brzmienie: „nadziać się”. Dawałoby ono jednak pewną sugestię, co do pochodzenia tegoż leksemu.
Określenia, jakie przypisują mu słowniki, można porównać do tych odnoszących się do człowieka – czy ściślej rzecz ujmując – kobiety i to zarówno, jeśli chodzi o te pozytywne, jak i negatywne cechy. Oto bowiem nadzieja może być z jednej strony: piękna, wątła, cicha, jedna, jedyna, ale także: mała, słaba, fałszywa, głupia, naiwna, próżna, nieśmiała, skryta i ostatnia. Podlega ona nawet tym samym procesom, którym poddaje się w języku osobę płci żeńskiej. Może się rodzić, być, nie być, budzić, żywić, można ją: wiązać, nieść, pokładać, a nawet pogrzebać.
Towarzyszy jej symbolika: ognia, wody i wiatru. Mamy przecież: błysk, iskrę, promyk, światło i światełko nadziei, która może nam przyświecać, ale często też mówimy o źródle, przypływie nadziei, czy o rozwianych nadziejach. Pozwolę sobie także zwrócić uwagę na krąg połączeń wyrazowych nadziei z czasownikami, kojarzącymi się z sytuacją związku z partnerką. Mam tu na myśli zwroty typu: łudzić, rozbudzać, wyrazić, dawać, odbierać, porzucić, utracić i pożegnać się z nią.
Zanim się pożegnamy z nadzieją, czy raczej z tekstem, co do którego mam wielkie nadzieje – na koniec chciałbym zwrócić uwagę na kilka znanych użyć tego wyrazu w tekstach takich jak przysłowia, wiersze czy piosenki. Któż z nas nie zna bowiem przysłowia, mówiącego, że „Nadzieja jest matką głupich”? Słowacki pisał jednak w swym wierszu: „Niech żywi nie tracą nadziei”, a Konopnicka „wierzyła wbrew nadziei”. Zatem: „Bartoszu, Bartoszu, oj, nie traćwa nadziei...”i jak śpiewał Marek Grechuta: „Żyj tą nadzieją, co mieli Kolumb albo Bach…”, a na pewno się ziści.