Kiedy wszyscy zasnęli, Tomek wraz z bosmanem wymknęli się z bazy. Bezgłośnie przypięli narty i pomknęli ku wyrąbanej za dnia przerębli. Ciepło opatuleni zajęli stanowiska, po czym zamarli w bezruchu. Tomek wymierzył swój nowy sztucer w sam środek przerębli. Mijały godziny. Mróz dawał się we znaki.
‒ Zmarzłem na kość, nie ma to jak łyk jamajki na rozgrzewkę ‒ w pewnej chwili mruknął marynarz.
Spadł śnieg, a w przerębli wciąż panował niezmącony spokój. Wirujące płatki dwoiły i troiły w oczach. Kiedy Tomek obudził się, ujrzał zdumione oczy foki, wpatrzone wprost w niego. Jednocześnie dostrzegł coś jeszcze. Po drugiej stronie przerębli, pomiędzy piętrzącymi torosami, czaił się, przykrywając kosmatymi łapami czarny nochal, monstrualnych rozmiarów, zmutowany niedźwiedź polarny. Foka znikła w ciemnej toni. Olbrzym uniósł się ociężale. Tomek celując w komorę nacisnął spust, lecz przymarznięty cyngiel ani drgnął. Zrozpaczony zamknął oczy. Naraz ponad sobą usłyszał znajomy szelest kropel. Gdy otworzył oczy, ujrzał czmychającego niedźwiedzia, a tuż obok zatroskanego Smugę z jak zwykle niezawodną dumą Kujaw w rękach – najnowszej generacji opryskiwaczem ‒ Wej 04 10 61.
‒ A niech mnie kule biją ‒ wypowiedział swą nieśmiertelną kwestię bosman Nowicki ‒ nasz sponsor to miał nosa…