Siwy, który siedział blisko króla widział, jak synowie stanęli po przeciwnych stronach łoża. Widział, jak podeszli radcy i ministrowie. Widział, jak się między sobą przepychają. Zrobił się tłok. Kilku postaci nie mógł jednak rozpoznać, bo cały czas kryły się w cieniu. Kto to był? Czy to ci, których tutaj ściągnął? Czy ukradkiem wszedł ktoś jeszcze? Nie było już czasu, żeby sprawdzać.

Król oddychał z trudem, ale widocznie zioła uśmierzające ból przestały działać, skoro odzyskał świadomość. Zakażona rana jątrzyła się i ropiała. Kilku delikatnych, bardziej wrażliwych, oddychało przez perfumowane chusteczki.

– Mój czas się kończy – wyszeptał. – Zawsze go było za mało, nawet na uciechy. Całe życie oddałem królestwu. Grzeszyłem w jego imię. Boże, przebacz mi… Teraz, zanim umrę, chcę… muszę zrobić jeszcze jedną rzecz. Wierzę, że Bóg nie zdąży się dowiedzieć, zanim stanę na sądzie, albo… pokiwa głową na znak, że i tak niczego innego się nie spodziewał. I pominie tę zbrodnię…

Przerwał, oddychał, zamknął oczy, a kiedy je otworzył, znów przez chwilę był starym królem, twardym królem, który zgniatał opornych i łamał sumienia.

– Kochałem was, ale od zawsze byliście dla mnie bólem, wrzodem na królewskiej dupie. Ty – spojrzał na następcę tronu – wolałeś bawić się z chłopcami niż zajmować się sprawami królestwa. Trwoniłeś pieniądze, a dzieci mieć nie będziesz. Przez twoją lekkomyślność straciliśmy tysiące ludzi, najlepszej szlachty. Nigdy ci tego nie zapomnę, oni – tu pokazał na zginających się w ukłonach ministrów – też nie.

Przez salę przeszedł szmer. Siwy zacisnął pięści. Wzrokiem szukał swoich ludzi.

– A ty – powiedział do młodszego syna – jesteś okrutnikiem i sadystą. Utopisz królestwo we krwi, rozpętasz szalone wojny. Kiedy wyrżnąłeś buntowników, z którymi przegrał twój brat, żołnierze wiwatowali. Ale pragnąłeś więcej chwały, więc wyrżnąłeś jeszcze jedno miasto. Czego chciałeś? Mojego uznania? Złota? Morduje się tylko tyle, ile trzeba, głupcze.

Król zamilkł, oddychał, przymknął oczy.

– Żaden z was nie może zostać królem. Żaden nie zostanie. Na szczęście mam jeszcze jednego syna, to jego ustanawiam następcą. Już niedługo tu przybędzie, wezwałem go, by zrzucił kapłańskie szaty. A wy… skoro prawo daje wam pierwszeństwo, a nie możecie panować… pójdziecie ze mną do piekła.

To były jego ostatnie słowa.