„Żyje się tak, jak się śni – w pojedynkę.”
Joseph Conrad „Jądro ciemności”
* * *
Jedna z najlepszych, najbardziej czadowych piosenek w historii muzyki rockowej – „Sultans of Swing” Dire Straits – opowiada, paradoksalnie, o zespole, któremu nie wyszło. Ale mają to w dupie. Grają, bo lubią. Numer z gatunku tych, które nigdy się nie nudzą.
A zespół Knopflera? No, ogromna klasa. Im akurat wyszło. Niby tylko sześć płyt (i na niektórych ciut za dużo „snujów” w stylu „Brothers in Arms”), ale bardzo ceniłem to, że wycofali się z rynku dokładnie wtedy, kiedy rock zaczął zdychać. Żadnego odcinania kuponów. I do tego Mark to był naprawdę wielki gitarzysta. Tak wielki, że np. Bob Dylan na „Slow Train Coming” wolał go wyciszyć, żeby za bardzo nie zdominował płyty.
* * *
To niby małe miasto, ale ileż tu podwórek, zaułków, drewutni, blaszaków, stodółek, warsztatów, hal fabrycznych, lamusów, obórek, letnich kuchni, piwnic, strychów, stróżówek, szop, biur, magazynów, garaży…! Całe lata chodzenia, zaglądania, zwiedzania!
* * *
Chopin. Genialny. Ale wchodzi w małych, dobrze przyrządzonych i ładnie podanych dawkach.
* * *
Pamiętał letnie dni i faceta w słomkowym kapeluszu i ciemnych okularach, który na balkonie jednej z kamienic w centrum zawsze słuchał „Lata z radiem” z dużego tranzystora.
* * *
Podczas nieustannych wędrówek, oprócz płyt winylowych, wypatrywał co lepszych obrazów i grafik. Oprócz udanych prób amatorskich trafił na sporo dobrych, zawodowych płócien. „Pożyczał” je sobie z domów i mieszkań, by w jednej z sal pałacowych urządzić niezłą, naprawdę niezłą galerię. Lubił tam być.
* * *
Zbierał też kicz. Ileż tego było po domach! Niektóre rzeczy wręcz niewyobrażalne! Polował najczęściej na porcelanę, ale różne makatki i obrazy też były nie od macochy.
* * *
„najłatwiej tu o ocalenie
jarmarcznych obrazków
ojca wypuszczającego
strzałę w stronę syna
kuszonej i kuszącej
nobliwego wyspiarza
który na długo odebrał
ludziom nadzieję
oderwania się od ziemi”
* * *
A może to wszystko się skończy w ten sposób: nagle zapalają się wielkie reflektory, walą mi prosto w oczy, a z ich oślepiającego blasku wychodzi ulizany koleś w marynarce i krawacie, i komunikuje „Koniec eksperymentu…! Przegrałeś.”
Albo inne, równie logiczne i prawdopodobne, rozwiązanie: nagle z jakiejś gęstwiny wynurza się przedpotopowy gad złożony z ognia i brudu, i pożera mnie rycząc i mlaskając straszliwie.
CDN…
*
zdj.: Tomasz Młynarczyk