Pod strzechą okiennice przy oknach zdobień ścian błękitnych, ze smug kredy i załamań smolnych bali, skrytych szczelin mchem i farbą. Na tej górze w bok Przybosia za parowem i malwami drzwi z dzwonkami i ćwiekami, czernią czasu, dymem domu. W środku sień i jedna izba z nóg klepiskiem, kuchnią z piecem chleba z białych kafli, pęknięć ognia, czasu i obórka zwyczajem wielowiekowym stron i metod. Przed drzwiami próg wysoki postrzępiony bosymi i obcasami. Błysk słońca na twarzy stuletniej staruszki potwierdza historie zmarszczek zapisem szlachetnym, z darć pierza, mozołu motyki, przyjaźni cielaka i tych wiekowych radosnych i smutnych ukłonów przed krzyżem… Dopełniony jest przez oblicze Boga w twarzy z uśmiechem i błękitem w biel oczu, które wiedzą tak więcej że nieomal wszystko…
To opowiadanie o granicy…