„Uprzejme” uczennice z trzeciej klasy doniosły Belfrowi, iż ich „ulubiona” drugoklasistka obchodziła tego dnia urodziny. Ten nie byłby sobą, gdyby niczego z tym nie zrobił. A zatem, gdy tylko wszyscy weszli do klasy…
– Czy mi się wydaje, czy ktoś ma dzisiaj urodziny? – W tym momencie jubilatka nieco się zakłopotała, więc nauczyciel poszedł za ciosem. – No to wstajemy i śpiewamy! Sto lat, sto lat…(…)
– Ale ja nawet nie wzięłam cukierków – wymamrotała pod nosem jubilatka, oszołomiona gromkim śpiewem klasy.
I choć piosnka zbliżała się do finału (było już coś około: „Jeszcze raz, jeszcze raz…!”), to historyk usłyszawszy słowa adresatki tego śpiewu, interweniował.
– Ej! Moment!… Stop! – Kiedy klasa nagle urwała i się uciszyła, dokończył demotywująco – Ona nie ma cukierków.
W tej chwili wszyscy siedli. I na tym skończyłoby się świętowanie urodzin, gdyby Belfer, po nagłym i nieoczekiwanym wytłumieniu entuzjazmu, nie złożył życzeń zdezorientowanej jubilatce.