Onegdaj wieźlim z Kruszwicy do Brześcia Kujawskiego ładunek skór i smoły. Po drodze kupilim w Radziejowie mocne powrozy i rusznice, boć arteria snadnie niebezpieczna. Grasują tam łotrzyki, a rabusie rozmaite, czychając ino na kupców czy tam podróżnych rozmaitech.
A i milycyja skora do kontrybucji. Jadąc zatem nocą okrutne larum czynilim, jakoby wielki hufiec przeciągał, no i szczęśliwie udało bez szwanku. W karczmie, a rychło do koryta, boć zmordowani i głodni bylim okrutnie. Zupa piwna i pieczony świniok pozwoliły posilić nam ździebłko.
Brzegość gród niezbyt znamienity, ale akurat dni jarmarczne rozgorzały, dobrodziej dali dyspense, ruszylim tedy cuda podziwiać. A byłoć multum. Najsamprzód jakowyś karuzela diabelska wyrwała nam całe śniadanie, wienc dla uspokojenia członków zaszli akrobatów podziwiać, że niby KS Krukowy, czy inne licho? A że psotne grajki czynili larum nieznośne, zboczylim między kramy. Czego tam nie widzim?
Rogatywki, eleganckie, czerwune jaki, galancie katanki bez rękawów, a iskrzoków istne zatrzęsienie! Upodobałem se wełniany pas. Potem trza było rozeźrzeć za niejakim gościńcem dla jejmościny, a inwentarzem. W kabatach i zapaskach nie wyznaję, stanęło wienc na szlarkach i tiulowej kopce dla gospodyni. Jeszcze tylko wstążek dla białogłów i zaszlim z pełnymi sakwami do oberży, posilić nieco. Stanęło na krupniku z grzybami i klapaczach, a na drogę kiełbasa i pieczona szynka z kością nabita goździkami dla każdego. No i radzi garniec piwa, nie dziwota tak po całym dniu. Kucharz kontent z sakiewki, dorzucił nam ździebłko kajmaku dla dziatwy.
Świtaniem ruszylim tedy dalej. Po drodze gościniec zastąpił nam niejaki Bartosz herbu Godziemba, upraszając na zrękowiny do dworu. Odmówić ślachcicowi nie wypada. Trzy dni bawilim przy miodzie, a przednim jadle, czyny chwalebne pospołu wspominając. Kiedy wyschły antałki, trza nam było dalej. W Nieszawie pewien Olender kupił od nas cały zapas skór, co sie jeszcze od Brześcia ostały. Jeno krótki popas i w drogę! Na szlaku dopadły nas wieści. Krzyżaki z wielką potęgą pode granice podeszli. Kiedy przybylim na powrót do Kruszwicy, na wałach sypano gróz i pale wbijano. Zgłosilim tedy pod chorągiew, upiory germańskie od macierzy odegnać, ojczyźnie miłej przysłużyć, a sobie łupów przysporzyć.